Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Nie jest źle


Trzeci dzień zmian. Może to nie jest jakaś rewolucja... Żadne tam 1000 kalorii, żaden potężny trening, żaden plan żywieniowy. Zaczynam bardzo małymi kroczkami, bo tak po prostu moja głowa mi podpowiada.

Nigdy nie byłam dobra w programach wytrzymałościowych. Wkurza mnie uczucie głodu i wiecznej "celibatu żywieniowego". Nie jestem osobą, która obżera się bez pamięci, topi stres w batonikach albo codziennie odwiedza MacDonalds'a. Moje obecne problemy wynikają z braku ruchu. To moja bolączka - brak motywacji do ćwiczeń. Wystarczyłaby godzina dziennie i pół roku... No cóż.

Dlatego też wymyśliłam sobie tak: Jeśli teraz waga trzyma mi się na stałym poziomie to na początek wystarczy dać organizmowi mniej pustych kalorii. Na początek zaznaczam. O ćwiczeniach pomyślę później. Dlaczego? Bo kondycja mojego kręgosłupa - obciążonego wypadkiem, wadami, przeforsowaniem w pewnym momencie mojego życia no i oczywiście nadwagą nie pozwala na intensywne treningi. Chcę go najpierw trochę odciążyć. 5 - 8 kg na początek...

No ale to założenia... Trzymam za siebie kciuki ;)
  • MagdaMaciaszek

    MagdaMaciaszek

    3 lutego 2013, 11:59

    No właśnie o to chodzi. Zmiana przyzwyczajeń to podstawa. A po tylu latach zastoju zarówno fizycznego jak i mentalnego (nie pracuję od 6 lat z powodu choroby mojego dziecka) ciężko od razu robićz siebie Pudziana. Pozdrawiam również.

  • Basik27

    Basik27

    3 lutego 2013, 11:21

    Ja też nie robiłam z początku intensywnych treningów, spacer z psem i kije wystarczyły aby oderwać się od kanapy (szkoda, że później to zaniedbałam ;) ). Powodzenia i pozdrawiam!