Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Wspomnienia


Moje wspomnienie sprzed kilku lat. Wracając do jednej z przyczyn mojej nadwagi, słabości, zmęczonej psychiki. 2005 rok. Pisałam już o wypadku, o traumie. Tyle się zmieniło, nie ma już mojej babci. Tak to zdarzenie wspominam...

"Dzisiaj jestem brzydką, załamaną kobietą w depresji. Głębokiej. Połamane paznokcie, brudne włosy, -dzieścia kilo nadwagi. Kurtka, jedyna jaką mam, noszona trzeci sezon. Czasem zastanawiam się kiedy to się stało. A raczej wmawiam sobie, że szukam odpowiedzi na pytanie, na które doskonale znam odpowiedź. Wszystko zaczęło się w dniu, w którym tak na prawdę umarłam. Umarła dawna “ja”. Zniknęła z powierzchni ziemi zostawiając tylko jakąś wybrakowaną cząstkę siebie.

Ciemno, 5 rano albo coś koło tego. Jeden ruch kierownicą, 10 stopni za bardzo w prawo... wszystko trwało kilka sekund. To nie prawda, że życie przepływa ci przed oczami. Nie było żadnych obrazków, myśli, filmu z przeszłości... Nic... Nie wiedziałam co się stało. Niepamięć, zero, pustka. W którą stronę do domu? Co się stało? Jak, dlaczego, cholera, dlaczego ja? Dachowałam? Nie... chyba nie... nie wiem...

Światła stojących samochodów, trochę ludzi... Stoją... Dlaczego stoją? Dlaczego nikt mi nie pomaga? Chyba uderzyłam się w głowę... Krew trochę leci, ale nie boli. Ruszam się... Powoli dociera do mnie, że leżę w rowie. Ale żyję... Dziękuję Tato, że cały czas marudziłeś o zapinanie pasów...

Patrzę obok... Moja babcia, cała... Boże, nic jej nie jest... Wyszłam przez okno, które dziwnie tak jakoś znalazło się na poziomie ziemi. I te światła, korek na drodze. A ja walczę z przednią szybą, żeby babcia mogła wyjść... Nie wiedziałam, że mam tyle siły. Wyrwałam jakoś tę kupę szkła i babcia już była na zewnątrz. Obie jakoś na własnych nogach - czyli jakoś chyba się nam jeszcze nie spieszy na tamten świat... Podbiegłam do samochodu, włączyłam światła awaryjne, pobiegłam na ulicę, pozbierałam to, co się urwało tam i ówdzie, sprawdziłam, czy nikogo nie walnęłam jeszcze po drodze - ufff... nie, wszystkie samochody całe. 

Latałam jak wściekła osa, nie wiem skąd miałam tyle siły... Usłyszałam tylko: "Niech sobie Pani twarz wytrze, bo krew leci..." I chwilę potem nikogo już nie było... Ciemno. Już nie było świateł, ludzi... nikogo. Ręka boli... podrapana o szkło... To nic... Dobrze, że na ulicy znalazłam telefon. Wyleciał nawet nie wiem jak. Jeden numer przyszedł mi tylko na myśl... "Tato, miałam wypadek, przepraszam..." I wtedy już wszystko było nie tak. Powietrze zeszło jak z przekłutego balonika, łzy same zaczęły płynąć, nie umiałam ich powstrzymać. Cholera, nawet papierosów nie miałam...

Nigdzie już nie pojedziemy, nie będzie cholernego Wrocławia, nie ma przeklętego samochodu, bo już nic z niego nie zostało. Mój pierwszy samochód, dwa miesiące temu tak się cieszyłam... Już nigdy nie będę miała samochodu, już nigdy nie siądę za kółkiem, nigdy w życiu... Przecież ja nie chciałam, nie jechałam szybko, nie wyprzedzałam na trzeciego, zdążyłam wrócić na swój pas - samochód z naprzeciwka był daleko. Zdążył spokojnie zahamować... Po co do jasnej anielki szarpnęłam tą kierownicą? Nie chcę już nic wiedzieć. Syrena, nareszcie, przynajmniej karetka nas nie zostawiła na pastwę losu... Mój Anioł też mnie nie zostawił... 

5 tygodni później - dwie kreski - co??????????? I słowa lekarza: "Jest Pani w ciąży - 14 tydzień..." Nie byłoby już mnie... nie było by Jej... Cholera, o mało nie zabiłam swojego dziecka, babci, siebie i Bóg wie jeszcze kogo... Chyba nie chciało mi się żyć przez chwilę... Ale Anioł nie dał za wygraną... Jestem... Jesteśmy... Wszystkie trzy..."

  • Amy68

    Amy68

    16 sierpnia 2016, 22:19

    Wracaj natychmiast :)

    • MagdaMaciaszek

      MagdaMaciaszek

      17 sierpnia 2016, 11:10

      Jestem cały czas, ale od początku sierpnia albo w rozjazdach albo mam najazd rodziny. Ogarnę i wracam do aktywnego pisania.

  • roweLova

    roweLova

    10 sierpnia 2016, 08:34

    Też miałam wypadek, 8 marca...i przeżycia podobne. Ja jechałam sam. Najbardziej pamiętam swoje myśli z tych ułamków sekund gdy zrozumiałam, że już nie opanuję przede mną a mur się zbliżał. " Czy zaraz zginę, czy będzie bolało? I jak wielki neon nad głową: co z Michałem????" (syn) To było straszne i też pękłam w momencie gdy zadzwoniłam i powiedziałam "miałam wypadek" Nie mogłam przestać płakać. Trzeba iść dalej. Zawsze uważałam, że życie z głową odwróconą do tyłu może spowodować tylko kolejne upadki bo trzeba patrzeć do przodu. Nawet taka postawa była jednym z powodów mojego rozwodu, to ciągłe babranie się w przeszłości, nigdy nie wybaczone winy. Patrz przed siebie, to co było jest w nas i zawsze będzie ale nie może determinować przyszłości. Pewne rozdziały trzeba zamykać. Pamietaj, że każdy koniec jest nowym początkiem. Nawet jeśli bolesnym. Buziaki.

    • MagdaMaciaszek

      MagdaMaciaszek

      10 sierpnia 2016, 09:07

      Zbieram się, zmieniłam całe swoje życie. Lekko nie jest, zwłaszcza, że samochodem czasem trzeba gdzieś pojechać.

  • lovesounds

    lovesounds

    10 sierpnia 2016, 08:08

    Bardzo wzruszająca opowieść a jednocześnie dająca nadzieję. Jesteś/Jesteście tutaj wszyscy żyjecie i macie się dobrze to cud i z tego należy się cieszyć.

    • MagdaMaciaszek

      MagdaMaciaszek

      10 sierpnia 2016, 09:07

      Babci niestety już z nami nie ma od 6 lat. Ale my na szczęście jeszcze tkwimy na tym łez padole, jak to mówią. :D

  • tibitha

    tibitha

    10 sierpnia 2016, 05:57

    Traumatyczne przeżycie z przed 11lat siedzi w Tobie niczym chwast, zapuściło głęboko swoje korzenie i jak piszesz wciąż zbierasz jego owoce. Nie wiem czy sama dasz radę go wyrwać, więc może powinnaś poszukać pomocy u psychologa czy terapeuty. Nie wiem czy wierzysz w Boga, a jeśli tak to jest on najlepszym "lekarzem", (przynajmniej dla mnie) ludzkiej duszy. Każdy dzień staraj się przeżyć jak najlepiej. Zadbaj o siebie, bo masz dla kogo żyć. Pozdrawiam serdecznie i mam nadzieję, że uda Ci się zrzucić to brzemię, które utrudnia Twoje normalne funkcjonowanie.

    • MagdaMaciaszek

      MagdaMaciaszek

      10 sierpnia 2016, 09:09

      Nie chodzę do kościoła, terapeuta pierwsze co to chciał mi wcisnąć psychotropy. Radzę sobie, mój obecny mąż mi w tym bardzo pomaga i jest już o wiele lepiej. Wspomnienie wróciło przy okazji rozmowy z dziennikarką, która robiła ze mną rozmowę do gazety o mojej córce.

    • tibitha

      tibitha

      10 sierpnia 2016, 10:40

      To dobrze, że masz w kimś oparcie. A w Boga można wierzyć i bez chodzenia do kościoła :) Pozdrawiam

  • jamida

    jamida

    9 sierpnia 2016, 22:46

    Ciesz sie ze wszystkie zyjecie. CIESZ

    • MagdaMaciaszek

      MagdaMaciaszek

      10 sierpnia 2016, 09:10

      Cieszę się, choć babci już z nami nie ma :(

    • jamida

      jamida

      10 sierpnia 2016, 11:21

      no takie już życie jest. ja dziadka ze spokojem pożegnałam bo wiem że teraz mu jest lepiej. taka kolej życia i nic nie zrobimy

  • Amy68

    Amy68

    9 sierpnia 2016, 22:12

    Obarczasz siebie winą, po stokroć cięższą niż jakiekolwiek kilogramy a Twoje dziecko ma przede wszystkim cudowną mamę. Absolutnie, niezwykłą.

    • MagdaMaciaszek

      MagdaMaciaszek

      10 sierpnia 2016, 09:10

      Dzięki. Masz rację, to waży więcej niż moje zbędne kilogramy :D

  • Amy68

    Amy68

    9 sierpnia 2016, 21:48

    Nie wiem co napisać, po prostu, nie wiem. Wstrząsnęło.

    • MagdaMaciaszek

      MagdaMaciaszek

      9 sierpnia 2016, 21:53

      Wiem, mną do tej pory trzęsie, do tej pory trauma... Moje dziecko jest chore prawdopodobnie przej mój jeden błąd.... Nigdy nie wyjdzie to z mojej głowy.