Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Sporo o mnie -starania o odzyskanie dawnej
sylwetki i palenie papierosów....


Cały czas czytam Wasze wpisy, biore sobie do serca, motywuje się i czuje potrzebę zdyscyplinowania... Nadszedł moment, że muszę się po prostu wygadać :( Jeszcze trzy / cztery lata temu byłam szczupłą kobietą. Jadłam różne rzeczy ( nie przesadzałam nigdy ), słodycze nigdy nie odgrywały w moim życiu istotnej roli, fast foody tym bardziej. Z perspektywy czasu uważam, że największy problem stanowiła nieregularnośc w zjadaniu posiłków. Potrafiłam cały dzień nie jeść, na koniec dnia natomiast, późny obiad i to nie mała ilość - często bolał mnie brzuch z przejedzenia. Waga nieznacznie podnosiła się. 

W między czasie okazało się, że jestem w ciązy... dzidzia chciana bo jedno już było na koncie... w 13 tc poroniłam... okazało się, że wina najprowdopodobniej były rosnące torbiele!!! Jak zgłaszałam lekarzom, że boli mnie regularnie brzuch, czuję jakby twardniał, powiedziano, że to normalne, bo rośnie macica albo wzdecia, zalecono mi cos brać, już nie pamiętam... Doszło do tragedii...

Poźniej okazało się, ze najprawdopodobniej nie będe mogła miec już dzieci... zrosty na macicy, PCOS, insulinooporność i niedrożność jajników. Zaczęłam leczyc sie u kilku lekarzy - dzięki jednemu przybrałam na wadzę 5 kg! Taki bonusik... powiedział, że to normalne! Dostałam namiary na profesora... Nie wchodząc w szczegóły, dzięki niemu, w bardzo niespodziewanych okolicznościach, po 1,5 roku leczenia zaszłam w ciążę, tuż przed decyzją o udrożnianiu jajników...Urodziła się zdrowa i silna dzidzia :) Tak się zaczęła przygoda z nadwyżką kg, których nie mogłam już zrzucić. Hormony, ilość zażywanych tabletek powodowała, ze widziałam siebie rosnącą i rosnącą....yyyyhhh 

Od dwóch miesięcy pracuje gdzieś indziej, do tego czasu miałam pracę. która nie pozwoliła mi na spokojne zjedzenie czegokolwiek - wszystko w biegu i na szybko. Nie wspomnę już o notorycznych akcjach w pracy, kiedy z nerwów wymiotowałam albo na samą myśl po przebudzeniu mnie mdliło. Tak jednak funkcjonowałam od prawie 9 lat, stres, nerwy, brak praktycznie zycia prywatnego, brak urlopu! Koncząc pracę miałam niewykorzystanego ponad 100 dni urlopu. Uwielbiałam jednak charakter wykonywanej pracy, kontakt z ludzmi, aktywny tryb życia i jeszcze mi za to płacono. ( choć z perspektywy czasu uważam, że byłam wyjątkowo głupia! Tyle lat straciłam... mogłam mase wspaniałych rzeczy zrobić dla siebie, rodzinki...) ale ciągle mnie nie było. Liczyła się kariera zawodowa i pieniądze...Moja niezależność i samodzielność wymknęła się spod kontroli... W któryms momencie nadszedł ogromny kryzys pod względem emocjonalno psychicznym. Zaczęłam się izolowac od ludzi, przyjaciół ( ja dusza towarzystwa) nic mnie nie cieszyło, nawet dwojka wspaniałych, zdrowych i szczęśliwych dzieciaków... kochany mąż... Moje zachowania stały się wyjątkowo nieprzewidywalne, nie widziałam sensu życia... Wstyd mi pisac do jakich kroków posunęłam się :( ale miałam 3 miesiące wyjęte z życia... 

Mimo tak trudnego okresu, miałam wokół siebie ludzi, przyjaciół, którzy za wszelką cenę usiłowali mnie podnieść. Nie zapomnę wystraszonej miny mojego biednego mężą... W którymś momencie obudziłam się z letargu...do tej pory nie wiem jak to się stało ale postanowiłam wszystko zmienić. Przewartościowac swoje życie o 180 stopni, wyznaczyć priorytety! 

Takim sposobem, zmieniłam pracę - ta sama branża, pieniądze nieduże ale atmosfera! Spokojna, gdzie docenia się dobrego pracownika, nie ma wyznawanej zasady typu ' nie ma ludzi niezastapionych '. Ona pozowliła mi skupic się na sobie, swojej rodzinie - której jestem wyjątkowo dłużna...

Tak kolejny krok do zmiany, po raz pierwszy uczciwie staram się schudnąć, czuć się dobrze we własnym ciele by nie unikac spojrzenia w lusterku...Powolutku idzie we właściwym kierunku. Dzięki Wam otrzymuje każdego dnia solidny zastrzyk wytrwałości i cierpliwości ( bo nie wspomniałam, w niemalże każdym aspekcie mojego życia byłam w gorącej wodzie kąpana ) Jeśli nie widziałam jakichkolwiek postępów, rezygnowałam z zakładnego celu. Cierpliwość nie jest niestety moją mocną stroną. Teraz jednak jest inaczej! walcze o siebie, swoje zdrowie i piekna sylwetkę...!

Na podtrzymanie jednak poziomu mojej beznadziejności dodam, że od akcji w poprzedniej pracy, rodem z filmów sf , wróciłam do palenia papierosów... Spędza mi to sen z powiek :( Nienawidzę, kiedy smierdzę dymem, nie palę w miejscach publicznych bo sie krępuje, jak nastolatka ukrywam się po katach. W pracy po cichu gdzies czmychnę ... Jedna rzecz od której nie moge sie uwolnic i oswobodzić. Zero silnej woli :(

Ogarnęło mnie poczucie beznadziejności ...Wierzę, że nie zanudziłam / poirytowałam Was mocno :( z racji mieszanki informacji... Po raz pierwszy poczułam potrzebę, tak duża, wygadania się, do osób nieznanych mi, obiektywnych...

Chyba na tyle... 

Pozdrawiam Was i ściskam mocno :*

  • lucyna23prr

    lucyna23prr

    12 kwietnia 2017, 14:59

    A wiesz,ze mamy ze sobą sporo wspólnego. Co prawda ja takich strasznych dramatów nie przeszłam jeśli chodzi o zdrowie, straconą ciąże, ale też miałam prace w której szef traktował mnie jak ścierkę. Zarabiałam dobrze, ale ten mobing, ta atmosfera zastraszenia, ciągły stres spowodowały u mnie nadciśnienie. Jak się dowiedziałam, że likwidują firmę i zostane bezrobotna, byłam najszczęßliwszà osobą na świecie!!! Teraz mam spokojną pracę za połowe tej stawki co kiedyś i jestem szczęßliwa :-) no i te fajki, które to już sama nie wiem czy bardziej kocham czy nienawidzę!! I też chowam się jak gówniara jakaś nawet przed własnym mężem.

    • malgot2017

      malgot2017

      12 kwietnia 2017, 15:08

      nie cieszy mnie cudze nieszczęście ale cieszę się, że są ludzie, którzy rozumieją co to znaczyło...niedocenianie, permanentny stres etc... Straszne:( Też palisz papierochy... Wstrętny nałóg;/ ale teraz jak miałabym rzucac i dieta ... chyba bym gardła pogryzła wszystkim :( usiłowałaś rzucić ? ja przed mężem też się kryłam, jak po paru latach pierwszego zapaliłam na imprezie przy alkoholu, tłumacząc mu, że przecież to przy alko ;) i później już poszło... do teraz w pracy nikt nie wie, że palę ;/

    • lucyna23prr

      lucyna23prr

      13 kwietnia 2017, 11:15

      czy usiłowałam rzucić? Lepiej zapytaj ile razy hehe :-) sam detoks idzie mi zawsze świetnie. Nie gryze, nie warcze ;-) najgożej jest po tygodniu, dwóch. Wtedy to jakiś diablik mi podpowiada, abym kupiła tą paczke tak na zapas, na w razie czego. Ale nie będę jej otwierać. I zawsze otworze i zaczyna się od nowa :-( szkoda mi mojego zdrowia, szkoda mi pieniędzy, ale ja uwielbiam palić. Gdzieś u mnie w pamiętniku jest chyba o tym wpis.

    • lucyna23prr

      lucyna23prr

      13 kwietnia 2017, 11:19

      a i jeszcze jedno... rzucanie palenia zaczyna się w głowie. Jeśli tak naprawdę nie chcesz rzucić to desmoksany nie pomogą. Będziesz rzygać, bo będzie ci niedobrze, ale będziesz palić, bo tego chce twój mózg. Wiem... nie pocieszam cię, ale takie są moje doświadczenia z tym świństwem

    • malgot2017

      malgot2017

      13 kwietnia 2017, 11:24

      hehehe :) poczytam sobie z przyjemnościa ! Ja rzucałam w sumie trzy razy. Dwa razy jak się dowiedziałam, że jestem w ciązy wiec wtedy było jakoś łatwo... i raz sama z desmoksanem ale stwierdziłam, że skoro on nie pomógł to znakiem tego ja psychicznie nie jestem na to gotowa:( i tu nic nie pomoże ... wszystko mi przeszkadza, że śmierdzę, ukrywam się po kątach, krępuje w wielu miejscach zapalić, mam specyficzny kaszel i pieniądze, matko ile na to idzie pieniędzy. Już nawet nie pomaga odkładanie ich do świnki, żeby pobudzić wyobraźnie....

    • malgot2017

      malgot2017

      13 kwietnia 2017, 11:28

      no właśnie! niestety mam za sobą ten etap. Desmoksan i jego przepalenie, było niedobrze, nie smakował ale i tak paliłam... Wszystko głowa - od niej trzeba zacząć...Nawet książkę kupiłam sobie Alana Cara, nie pamiętam jak to się pisze... ale ja należy zacząć czytać jak się chce rzucic palenie - przede wszystkim jak jesteśmy gotowi i nastawieni na cel. Do tej pory jej nie tknęłam!

  • ByleDo60

    ByleDo60

    7 kwietnia 2017, 19:01

    kup sobie desmoksan, ja bylam uzalezniona od fajek na maxa, prawie paczka dziennie szla, po 3 dniach desmoksanu juz mi sie nie chcialo palic. teraz mija jakos 4miesiac jak rzucilam, wczesniej probowalam rzucic jakies srylion razy, a noz Tobie tez pomoze

    • malgot2017

      malgot2017

      7 kwietnia 2017, 21:36

      kiedys próbowałam desmoksanu, o wiele mniej palilam...ale jak to psychika ludzka.. mimo niesmaku.. Wróciłam do palenia

  • NaDukanie

    NaDukanie

    6 kwietnia 2017, 20:19

    Dalas sobie rade i podnilsas sie z totalnego dolu. teraz juz bedzie tylko lepiej. Czasem trzeba w zyciu przejsc najgorsze zeby zrozumiec co mamy w nim najlepsze :) Znajdziesz tutaj ludzi ktorzy cie wysluchaja i beda wspierac :) Nie ma sie co bac. Juz zaczelas dzialac. jest dobrze i bedzie jeszcze lepiej :)

    • malgot2017

      malgot2017

      6 kwietnia 2017, 20:21

      kochana :*:* dziękuje za słowa otuchy :)

  • blue-boar

    blue-boar

    6 kwietnia 2017, 16:10

    ważne, że wróciłaś do normalnego życia i zrozumiałaś, co jest tak naprawdę ważne i co się w życiu liczy. Życzę Ci dużo powodzenia :*

  • angelisia69

    angelisia69

    6 kwietnia 2017, 14:30

    wyplakac sie/wyzalic/wygadac-ludzka rzecz i pomocna,bo duszenie w sobie stresow/problemow tylko pogarsza sytuacje.Pisz tu czesciej i o wszystkim,zawsze znajdziesz wsparcie i motywacje!!Pozdrawiam i zycze owocnych zmian

    • malgot2017

      malgot2017

      6 kwietnia 2017, 14:43

      kochana :* Zawsze miałam z tym problem, żeby uzewnętrznić się wystarczająco. Liczyłam na siebie w imię zasad wpajanych od dzieciństwa... " bądź samodzielna, samowystarczalna i niezależna " Dzisiaj po raz pierwszy przełamałam się :) i jestem z tego powodu szczęśliwa :) od razu lepiej na serduchu...

    • angelisia69

      angelisia69

      6 kwietnia 2017, 15:34

      ano wlasnie to blad.BADZ PERFEKT dla wszystkich,ponad wlasne sily a w srodku kurcz sie coraz bardziej,bo niestety juz nie wyrabiasz!Skad ja to znam? :/

    • malgot2017

      malgot2017

      6 kwietnia 2017, 15:37

      przychodzi czas, kiedy przelewa się czara goryczy i nie da się więcej / dłużej... pęka coś w środku co powoduję, że zaczynamy zastanawiać się - czy aby na pewno jest to właściwa droga... i do czego. Dlatego siłę musimy zostawiać facetom i im to skutecznie wpajać :)