Zapisałam się na MMA, wszystko fajnie pięknie- ale tam małodzioż chadza ;) Pierwsze zajęcia- poniedziałek: wyobraźcie sobie ryczącą 30stke, biegającą po macie na bosaka w kółko, przysiady, pompki, mostki, fikołki, gwiazdy, mostki na głowie, i nie pamiętam co jeszcze. Zrobiłam wszystko jak inni! Zrobłam, potem trening właściwy, też tam jakoś dawałam radę, no kto jak nie ja ;) ? No i poz zajęciach, jakaś dziweuszka ( która została na zajęciach po swoich "zaawansowanych" pyta "i jak się pani podobało?" czaicie!? PANI!... PANI... taaka jestem stara. No i zajęcia wczorajsze- poszłam sama... sama na 20 chłopa ;) w sumie nie chłopa, bo chłopów to oni jeszcze nie przypominają- bo to młodzież jest ;) Ale pełna stresu, poszłam, zajęcia nie były już taki pokręcone jak w poniedziałek, bez mostków i fikołków, było nawet ciekawie, jakieś ciosy proste, sierpowe, i hakowe, ok. Po tej imprezie była zabawa czy coś w ten deseń, trzeba było kogoś klepnąć w ramie, i osoba klepnięta musiała robić za kare padnij powstań- wiecie, oni sie mnie tak bali ;) że prawie,żaden mnie nie tyknął, bo przecież nie wypada bić pani po 30stce ;) Za to ja mogłam każdego i tak trzaskali te padnij powstań, i "pani sie nie boi i klepie" tekst jednego :) Ale wiecie jakie mam zakwasy po tym poniedziałku... wczoraj do pracy brałam ibuprom, bo wstać nie mogłam ;)