Witam Was 14 grudnia w Niedzielę Radości.
Mój kotek się znalazł a właściwie został przez nas uratowany ale opowiem po kolei. Przez 4 dni szukaliśmy go dookoła, nawoływaliśmy ale bez efektu. W końcu doszliśmy do wniosku, że już go nie znajdziemy.
W czwartek po interwencji w końcu przyjechali wymienić nam zepsute skrzydło drzwi. Interweniowaliśmy dzień, prędzej był już przedstawiciel, który stwierdził wadę drzwi i przyznał nowe. Od tego czasu minęły 3 tyg. i nic. W końcu pojechałam do sklepu i znowu pytam kiedy przywiozą czy do Swiąt zdąża. Jakież więc było moje zdziwienie następnego dnia gdy panowie telefonicznie umówili się, że dzisiaj przywiozą i wymienią wreszcie drzwi. Po założeniu drzwi mąż wyszedł za fachowcami na podwórkoi dosyć głośno jeszcze rozmawiali i wtedy usłyszał miauczenie naszego kota - głośne i wyrażne. Przybiegł do domu z wiadomością, że kot jest uwięziony w blaszanym garażu sąsiada. . Jednak sąsiad dopiero buduje dom, a my nie znaliśmy ani adresu ani numeru telefonu. Mąż postanowił iść do najgorszego sąsiada jaki jest obok nas, bo to on odsprzedał mu działkę i wiedzieliśmy , że ma telefon i adres. Jakież było nasze zdziwienie gdy żli sąsiedzi powiedzieli, że nie dają ani adresu ani telef. bo ich to nie obchodzi i może tam kot zdechnąć. Mąż prosił zeby chociaż oni sami zadzwonili jak nie chcą dać telefonu , ale daremne prośby.
Maż wrócił załamany , ja zresztą też bo wiedziałam , że w tym roku raczej sąsiad już na budowę nie przyjedzie. Ja zaczęłam myśleć i kombinować kto jeszcze może mieć adres aż wymyśliłam. Była to osoba, która mieszkała w innej ale bliskiej miejscowości ale tez nie mieliśmy adresu. Ja jednak przypomniałam sobie, że tą osobę znowu powinna znać inna. Więc wsiedliśmy do samochodu i zaczęliśmy po nitce do kłębka. Ostatnią przeszkodą było to , że wskazany dom okazał się być domem, który nie wpuszcza ludzi pomimo, że wszędzie się świeci. Dzwoniliśmy chyba z 20 min. i nic. W końcu mówię mężowi ja idę do sąsiada obok może oni coś wiedzą jak tam się dodzwonić. Okazało się, że dzwonimy do złego domu , bo ta osoba mieszka w ostatnim a nie w pierwszym domu na tej drodze . Ulga - to nie ten dom co nie chcą nam otworzyć. W końcu po 2h jeżdzenia mamy telefon. Chociaz i tam nie obyło się bez przeszkód , okazało się, że pan ma rozładowany telefon na którym ma numer i trzeba było czekać w sieni 30 min. ha,ha zeby go zdobyć.
Po przyjeżdzie do domu zaraz zwiadomiliśmy właściciela działki, który do pół godz. był uwolnić kota. Kot był wystraszony ale żył, najbardziej stres po tylu dniach w zamknięciu zaczął sie objawiać na drugi dzień. Kotek wychodził tylko na podest przy domu i zaraz wracał. Dzisiaj jest juz lepiej i kot wychodzi na podwórko ale nie za długo i szybko wraca. Naprawdę zwierzęta tak jak ludzie przeżywają wszystko. Wieczorem gdy myśleliśmy już, że kot może umrzeć śmiercią głodową - jedną chyba z najgorszych rodzajów śmierci - modliłam się do św. Antoniego żeby pomógł nam go uratować i św, Antoni pomógł!!! Aha ci niedobrzy sąsiedzi też mają koty - absurd - potrafią bez wyrzutów sumienia nie dać telefonu i patrzeć jak obok ich domu powoli zdycha z głodu kot- zwierze, które im nigdy nic złego nie zrobiło. Do teraz jestem w szoku - do jakich granic człowiek potrafi być zły.
Zapomniałabym jeszcze o jednej ważnej sprawie - na drugi dzień po uratowaniu mojego tygryska, dzwoni pani ze sklepu i pyta się na kiedy umówić panów do wymiany skrzydła drzwi - gdy powiedziałam pani, że drzwi są już zrobione, była absolutnie zdziwiona - już byli i założyli- nie możliwe, tak szybko - nie wierzę - i co wy na to. Ktoś u góry czuwał i pomagał!!!
Na tym kończę i b. gorąco pozdrawiam. Dziękuję Wam za wspierające i pocieszające komentarze. Dziękuję i ściskam mocno!!!
monka78
15 grudnia 2014, 09:03ale super aż serce się raduje ,że zguba się znalazła.Teraz już nigdzie nie pójdzie za daleko chyba że ruja się zacznie u kotek.Wszystko się udało więc jednak ktoś nad Wami czuwa i modlitwy działają cuda.Pozdrawiam
brugmansja
15 grudnia 2014, 00:04Ale się cieszę! Wiele perturbacji, ale wszystko pomyślnie zakończone. Kotki, niestety, lubią włazić w różne dziwne miejsca. Ale taka już ich natura. Niech się dobrze chowa i rośnie.
Grubaska.Aneta
14 grudnia 2014, 22:45Masakra jacy ludzie potrafią być podli i nie uczynni !!!
nataliaccc
14 grudnia 2014, 21:23najważniejsze, że kotek w domu:-) silny Tygrysiorek!:P
lukrecja1000
14 grudnia 2014, 20:13:-))))pieknie ze uratowaliscie tygryska...chyba juz wiecej nie bedzie zakradac sie w cudze katy.A Ci podli sasiedzi ...zasiane zlo wraca i kiedys oni beda potrzebowac pomocy i serca.... A dobro Wasze bardzo cieszy i pokazuje ze warto walczyc w slusznej sprawie:-) buziaki Ju
moderno
14 grudnia 2014, 19:58Delikatnie mówiąc Twoi sąsiedzi to źli ludzie. Na szczęście udało się odnaleźć Waszego kotka
Gacaz
14 grudnia 2014, 18:30Dużo przeżył ten Wasz kotek, a Wy razem z nim. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło.
Festuca21
14 grudnia 2014, 17:55Wiedziałam że Tygrysek się znajdzie :) Bardzo się cieszę że jest cały i zdrowy :D
izabela19681
14 grudnia 2014, 17:27To świetnie, że udało się wam kotka uratować. Mój w ubiegłym roku zaginął w połowie września w innej dzielnicy niż na stałe mieszkamy. Odnalazł się w kwietniu!!! W międzyczasie wzięłam bezdomną koteczkę i teraz mam parkę :)
Margarytka02
17 grudnia 2014, 19:29Ja też się cieszę, ale Ty dopiero musiałaś się ucieszyć gdy po tak długim czasie wrócił wasz kotek. Fajnie, że teraz masz dwa koty ja też mam dwa - ten którego uratowaliśmy w czerwcu przyszedł za nami. Nazywamy go teraz Tygrysek- szczęściarz - oby tak dalej.