Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Raz na wozie, raz pod wozem...
23 maja 2012
Uff... nie mogę przebrnąć z 74 na 73. To jest mój drugi krok milowy i mam wrażenie, że ta mila jest coraz dłuższa i dłuższa... Ostatnio dookoła mnie jest coraz więcej smakołyków, potraw, które chciałabym skosztować i nagła ochota na słodycze. Już od wielu miesięcy pozbyłam się pragnienia słodyczy i nagle litrowe pudełko lodów razem z mężem przez weekend... Wszystkie moje trudy i poty z jakimi borykam się w ciągu tygodnia, idą na marne przez weekend, kiedy to przychodzą znajomi i gotuję jakieś smakołyki, żeby im się przypodobać. Nie potrafię oprzeć się wówczas pokusie. Najgorsze jest to, że gdy raz się spróbuje, to chce się więcej i więcej... Dziś już środa, a ja nadal czuję się przejedzona weekendem...
Marsylianka
23 maja 2012, 09:51W sumie rzeczywistość nie jest aż tak czarna jak się wydaje - od dwóch tygodni chodzę we wtorki wieczorem na basen :D