Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Porażka.


Macie tak czasem, że po zjedzeniu jednej rzeczy, której odmawiałyście sobie przej dłuższy czas, nagle przestajecie się kontrolować?
Myślicie 'a co tam, skoro zjadłam już te nadwyżkowe 300kcal i to w formie czegoś tak niezdrowego, to i tak cały dzień jest już do dupy, mogę opychać się dalej i władować w siebie kolejne milion kalorii.' ?
Ja to mam zdecydowanie za często.



Dzięki takiemu (idiotycznemu) myśleniu nadwyżkowe 300kalorii zamienia się w nadwyżkowy tysiąc, co tak cholernie zaburza wszystko, nad czym pracowałam, nie wspominając już o tym, jak cholernie źle się ze sobą czuję. Nie - nie włożyłam sobie palców w gardło, więc może jednak nie jest ze mną aż tak źle, bo jeszcze niedawno to właśnie bym zrobiła, ale przeraża mnie to, że myśl o tym wydaje mi się całkiem racjonalna - zjadłam to zwrócę i będzie tak jak być powinno. Staram się nie nienawidzić się w takich momentach, myślę sobie, że nic się nie stało - nie przytyję kilograma, w końcu nie pochłonęłam siedmiu tysięcy kalorii tylko 2500 (o 1350kalorii więcej niż zwykle jadam dziennie!), w dodatku teoretycznie moje zapotrzebowanie kaloryczne według różnych przeliczników waha się między 1600, a 2000kcal, więc niby nie jest to tragedia zwłaszcza z perspektywy iluś tam dni, kiedy jadłam na tyle dobrze, że moja waga spadała (może nie tak szybko jak bym chciała, ale zawsze). Ale mimo wszystko ciężko mi nie czuć do siebie obrzydzenia i złości. Tak dobrze zaczęłam dzień - ćwiczyłam 45min, zjadłam zdrowe śniadanie (mango+migdały), wypiłam trzy kubki zielonej herbaty, ale potem moja siostra zrobiła popcorn, i usiadłyśmy przed telewizorem (czasem robimy sobie takie wspólne wieczory (a raczej robiłyśmy) - siadałyśmy przed telewizorem, włączałyśmy jakiś film i podjadałyśmy popcorn, chipsy..Staram się tego unikać ale czasem..no cóż - same dobrze wiecie jak to bywa, a jeśli nie wiecie to bardzo bardzo bardzo wam zazdroszczę!) i stało się - tyle czasu się powstrzymywałam, patrzyłam jak ona zjada wszystko sama (ciągle będąc chudszą ode mnie) aż w końcu nie wytrzymałam - zjadłam jedną garstkę, potem drugą, potem sięgnęłam po świąteczne słodycze.. Koszmar.



Postanowiłam więc jutro zrobić dzień oczyszczenia - spożywać tylko płyny, i od środy wrócić do miejsca, w którym się zatrzymałam(a raczej cofnęłam!!!). Trzymajcie za mnie kciuki, może uda mi się wreszcie zrealizować mój cel i do końca maja ważyć najwyżej 63 kilogramy !



Mój cel na dzisiaj: spotkać Go na Openerze i znowu w sobie rozkochać :} Wiem wiem, teoretycznie waga nie ma tu nic do rzeczy (a już na pewno nie chciałabym kogoś, dla kogo gra ona aż tak dużą rolę), jednak nie chodzi tu o podejście innych do mnie (tak na prawdę nigdy nikt poza mną samą nie dyskryminował mnie z powodu tych kilku(nastu) kilogramów nadwagi), ale o moje podejście do siebie samej i pewność siebie, które tak na prawdę determinują moje podejście do życia, w efekcie sprawiając, że jestem szczęśliwsza.


Zaczęłam (już jakiś czas temu) tworzyć listę powodów, dla których chcę schudnąć. Wszystkie w formie takiej, jak widzicie powyżej. Ten akurat jest #104.
Jak na razie mam ich aż 250 i ani jednego za tym, aby utrzymać aktualną wagę ;)