Odliczam dni do nadejścia ciepełka. Ciekawe czy dziś będzie słoneczko, jest po 7 i póki co szaro...
Wczoraj się zmobilizowałam i zaliczyłam hulanie -22 min w lewo i 25 min w prawo. Dzisiaj skalpel i znów hula.
Głowa jak bolała tak boli (od kręgosłupa i nocnych pobudek do dzieci), może jak poćwiczę to się rozruszam i będzie lepiej.
Na śniadanie (uwaga Bartek) - musli z mlekiem sojowym (kupiłam naturalne, ale niestety nie zauważyłam,że jest słodzone :/), na II śniadanko jeszcze nie wiem co, resztę dnia będę realizować później :)
Wiecie - wczoraj sobie zaczęłam wyliczać, że odkąd wykryłam skazę u małego i odstawiłam cały nabiał w mojej diecie ( i wszysttko co ma np serwatkę, mleko w proszku itp a więc całe mnóstwo produktów!) poza nimi nie ma też:
słodyczy (zero - czas od czasu 2 kostki gorzkiej czekolady)
białego pieczywa (jakoś wcale mi go nie brakuje)
słonych przekąsek (baardzo rzadko kilka czipsów jak mąż jadl, teraz już to powstrzymuję i dobrze mi idzie)
alkoholu (ale i normalnie go piłam rzadko)
cukier (nie słodzę herbat a kawy teraz nie pijam bo uznaję tylko białą z mlekiem krowim a nie np kozim czy sojowym)
A poza tym:
margaryna tylko roślinna i od wielkiego dzwonu (ogólnie nigdy nie przepadałam za takimi smarowidłami)
majonez sporadycznie (no ale zdarza się)
dżemy (domowej roboty więc słodzone, ale też rzadko)
Chętnie zwiększyłabym ilość warzyw, ale niewiele ich jeszcze póki co mogę jeść. Wiele bym oddała za brokuły, szparagówkę itp. Ostatnio wprowadziłam kukurydzę i mały ją dobrze toleruje więc za jakiś tydzień spróbuję może z kalafiorem, potem brokuł itd.
Z owoców - jabłka, kiwi, winogrona i rzadko banany, do sałatki owocowej dorzucę 2 kawałeczki mandarynki na przykład (bo z cytrusami też muszę ostrożnie). Nie mam jakoś dużego pola do popisu więc w zasadzie nie mam też tej diety urozmaiconej. Jem za to baardzo dużo sałat, miałam 2 dni przerwy na sałatkę ryżową i wracam do pieczonego kurczaka w ziołach w sałątce.
No to takie małe podsumowanie mojej aktywności dietetycznej. Kiedyś bym się za głowę złapała ilu rzeczy z ulubionych nie jem, ale czego się nie robi dla dzidziusia! A jak się już przyzwyczaiłam to później wprowadzę niewiele z tych produktów zakazanych do diety (np bez problemu odrzuciłam żółte sery bo ich tak ich nie lubię, choć czasem nachodziła mnie na nie ochota).
Dobra nie smęcę. Życzę Wam miłego, słonecznego, owocnego dnia!
bea3007
15 marca 2013, 09:30Brawo, to się nazywa motywacja. Madzia myślę, że po weekendzie dopiero pogoda zacznie nas rozpieszczać. Miłego dnia życzę :)
zaga24
15 marca 2013, 07:53Nawet nie wiesz jak się ciesze z tych przemian.. wspaniała zmiana w posiłkowaniu! warzywa lada moment nasze Polskie i bedzies zmogła pokombinowac metoda pró b i błedów ściskam