Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Mam uśmiech dla każdego, tylko nie dla siebie

Archiwum

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 556
Komentarzy: 1
Założony: 22 maja 2017
Ostatni wpis: 30 maja 2017

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Migotka3008

kobieta, 33 lat, Warszawa

166 cm, 121.60 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

30 maja 2017 , Skomentuj

Przeczytałam swój poprzedni wpis i złapałam się za głowę :)  strasznie ponury...nauczka dla mnie, nie wolno pisać nic w emocjach, na gorąco...warto chwilę zaczekać i stonować napięcie. 

Minął tydzień, w pracy obowiązków pod sam sufit. Mam problem ze znalezieniem kogoś do pracy. Ale liczę, że niebawem ktoś się znajdzie.

Ostatnie dni dały mi popalić...dlatego w piątek rano spakowałam manatki i wyjechałam na weekend nad morze, moje ukochane morze. Zero tłumów, cisza, spokój i piękna pogoda. Oj, pogoda taka piękna że teraz wzbudzam litość każdego, kto mnie widzi. Jestem czerwona jak rak..czekam aż opalenizna zmieni się w przyjemny brąz. Ale ja nie o tym. 

Jestem młoda, organizm szybko się regeneruje. Przekonałam się po tym wyjeździe, że raz na jakiś czas warto rzucić wszystkie obowiązki i odpocząć, po prostu wyluzować, nawet jeśli to ma trwać 2 dni! Warto. Zupełnie z innym nastawieniem idzie się w poniedziałek do biura..

Czas na różne przemyślenia w weekend spowodował, że postanowiłam zawalczyć o siebie. O to jak wyglądać, jak postrzegam siebie. Bo wcale dobrze się sama ze sobą nie czuję, jest mi za siebie wstyd. Na zewnątrz tego nie widać. Z uśmiechem na ustach wmawiam innym i trochę sobie, że moja zewnętrzność wcale mi nie przeszkadza. A to guzik prawda. 

Dlatego dzisiaj robię odpowiednie zakupy, a od jutra zmieniam swój sposób odżywiania. I nie mówię tu o restrykcyjnej diecie, bo w tą trochę nie wierzę...po zakończeniu odchudzania wszystko wróci. Chce zweryfikować co jem, w jakich ilościach i kiedy...i trochę to zmodyfikować. Więcej warzyw, owoców. Może w innych proporcjach. Jak widać mam z czego zrzucać.  Jutro rano ważenie i do dzieła! 

Trzymam kciuki sama za siebie, bo już jestem przerażona. :D

22 maja 2017 , Komentarze (1)

Chciałabym krzyknąć. Tylko sama nie wiem co. „Że jestem beznadziejna?” „Że wszystko wali się na głowę”? „Że nic mi się nie udaje”?

Najlepiej wszystko na raz, bo to przecież sama prawda. Do tej pory jeszcze nic nie osiągnęłam. Idę w dół, sam dół. Ja to widzę, a co gorsza, pewnie widzą to i inni.

Jak postrzegam samą siebie? Jak najgorzej. Mam 26 lat, nadal nie zakończony licencjat, od roku prowadzę swoją firmę ale i jej powodzenia nie jestem pewna. Wiem, że rzuciłam się na głęboką wodę,. Co raz bardziej boję się, że za chwilę zacznę się topić. Nie wierzę w siebie, w to co robię. Łatwo zbić mnie z pewności tego o czym mówię. Zawsze mam z tyłu głowy, że pewnie inni wiedzą wszystko lepiej ode mnie. Że znowu czegoś nie wiedziałam. Nagminnie pojawiają się pretensje, że o czymś nie wiem ze swojej branży, a przecież powinnam wiedzieć wszystko. Bo inni z pewnością to wiedzą. Pracuje po naście godzin dziennie. I nie wiem czy to zła organizacja czasu, czy nadmiar pracy, czy moja potwornie niska wydajność. Najlepiej wszystko razem.

 Poza tym jestem gruba. No może przede wszystkim jestem gruba. Ważę grubo ponad 100kg i nie potrafię się zmotywować, aby skutecznie zrzucić ten zbędny bagaż ze swoich pleców. Chcę i nie chcę. Raz wyję w poduszkę bo chcę wyglądać ładnie i zdrowo, a z drugiej strony myślę sobie, że to bez sensu, że lepiej żyć jak się chce i lubi. Tylko czy ja swoje życie lubię? Szczerze wątpię. Myślę, że gdybym chociaż w minimalnym stopniu akceptowała siebie mogłabym je polubić. Tak bardzo nie stroniłabym od ludzi. Bo teraz, jak to kiedyś ktoś powiedział, jestem dzikusem społecznym. Najlepiej mi samej, w swoim mieszkaniu, w ciszy, w spokoju, przesiedzieć, przespać cały wolny czas jakim dysponuję… W odosobnieniu, żeby nikt nie widział, nie mógł mnie poddawać ocenie. Takie mam wrażenie, że widząc mnie ktoś od razu ocenia, że gruba, że brzydka, że zapuszczona, że leniwa itd. Muszę przyznać, że sama prawda. Ale uciekam od niej, bo ona tak boli.

 Co mnie skłoniło do wyrzucenia z siebie tego wszystkiego? Jeden mail, jedno zdanie od klienta. Wprowadziłam go w błąd, na zasadzie wcześniej powiedziałam, że coś można a teraz, że nie. Zirytował się. Ja nie pamiętam wcześniejszej konwersacji. Pamiętam dzisiejszą. Ale wierzę mu, widocznie się pomyliłam. I mimo, że to nie pociąga za sobą żadnych konsekwencji, ani dla niego, ani dla mnie to ten incydent rozłożył mnie na łopatki. W jednej sekundzie w mojej głowie wszystko stanęło pod jednym wielkim znakiem zapytania. Cały sens budowania firmy. No bo jak można budować firmę, jak popełnia się błędy. Znowu potok myśli jak z początku wpisu. Jestem do niczego.

Uciekłam w ustronne miejsce, poleciały zły, co nieczęsto mi się zdarza. I próbuję wrócić do pracy. Wiem, że poranny wtopa nie jest warta takiej histerii, ale ona podkopała wszystko inne,  co i tak ledwo stało na nogach.

 Najlepsze w tym wszystkim jest to, że codziennie z domu wychodzę z uśmiechem na ustach i zawsze mam dobry humor. Kiedy przyjaciółka pyta się co u mnie, zawsze jest albo ok, albo dobrze, albo bez zmian czyli ok. Raz na rok zdarza mi się pęknąć i wychucham jej w słuchawkę wyrzucając wszystko z czego jestem niezadowolona, czego się boję. Chwilowo czuję ulgę, ale potem mam wyrzuty sumienia, ze okazałam słabość, a przecież ja tak zawsze marzyłam o tym, żeby być ze stali.