Wczoraj przeżyłam prawdziwy horror!!! Płakałam razem z mym dzieciątkiem!!! Wstyd mi okropnie, ale muszę się wyżalić, "wyspowiadać", bo serce mi pęka, jak sobie przypomnę...
Ale od początku.
Siedziałam z córunią w salonie. Jak zawsze: ona leżała na swoim kocyku, ja siedziałam obok i "rozmawiałyśmy", bawiłyśmy się... Od kilku dni robię tak, że odsuwam stolik pod balkon, rozkładam na podłodze kilka kocyków i kulamy się z córunią, rozsypujemy zabawki i jest wesoło. Chciałam też tak zrobić wczoraj, więc przesunęłam córkę dalej od brzegu kanapy, by móc zestawić laptopa ze stolika na podłogę i następnie przesunąć ten stolik o 1,5metra. Zdążyłam sięgnąć po laptopa i odwrócić się tyłem do dziecka, nawet nie wstałam z kanapy i słyszę łomot! Nawet mi do głowy nie przyszło, co się mogło stać w niecałe 2 sekundy!!! Odwracam głowę, a moje dziecko leży skulone na podłodze, sięgam do niej, ona na mnie spogląda i dopiero reaguje... I KRZYK, PŁACZ... mój i córki;((((((((((((((((( Ona aż się zanosiła płaczem! Moje serduszko najdroższe... Oczy mi się same łzami wypełniają, jak sobie przypomnę ten widok i jej płacz i jak jeszcze potem przez sen łkała;(((
Zadzwoniłam z rykiem do męża, który natychmiast przyjechał z pracy. Nie wiedziałam, czy lecieć do szpitala, czy poczekać, więc obejrzałam dokładnie główkę- ani śladu, żadnego siniaka, czy guza, nic! Ufff, trochę mi ulżyło, widocznie nie uderzyła się w główkę. Następnie posprawdzałam rączki i nóżki, podotykałam i nic złego się nie działo, nic nie spuchło, mała nie zareagowała płaczem na mój dotyk, wszystkie odruchy normalne, więc zrezygnowałam z wizyty w szpitalu. Musiała się nieziemsko przestraszyć, biedulka... Dlatego też wczorajszy wieczór był nieudany, a mała zasnęła mi dopiero przed północą, a wcześniej miała tylko około 10-15minutowe drzemki... Na szczęście dziś wszystko wróciło do normy. Oczywiście musiałam jeszcze na ten temat poczytać na necie, co mnie, o dziwo, uspokoiło, bo kobiety pisały, że 90% dzieci spada z kanapy, łóżka itd, i zazwyczaj kończy się płaczem i strachem młodej mamy. Dobrze, że mamy niziutkie kanapy... Co nie zmienia faktu, że trochę mnie wczorajsze zajście przybiło. Z dosyć pewnej siebie mamuśki zostało niewiele;(
Żeby nie było tak całkiem pesymistycznie, to pochwalę się, że dietka idzie dobrze, jak na razie. Dziś rano waga pokazała 59,7, ale ze zmianą paska poczekam, aż się wszystko ustabilizuje. Mija mi również trzeci dzień bez papierosa i bardzo mi z tym dobrze, choć wczoraj byłam blisko odpalenia... Jednak pomyślałam sobie, że nie będę z wypadku córki stwarzać sobie okazji do zapalenia fajki. Aż się na siebie zezłościłam!
Kończę. Może jeszcze zdążę Was poczytać, jeśli mój Skarbek się nie obudzi...
mandarynkaa87
13 stycznia 2012, 11:36Oj bidulki... Dobrze że wszystko sie skończyło bez wizyty w szpitalu. Nie mart sie. Podobno to sie zdarza prawie kazdej matce.
LunaLoca
12 stycznia 2012, 23:25To musiało być okropne :( Ale całe szczęście że nic się nie stało. Kiedyś moja młodsza siostra wypadła z wózka i uderzyła w kaloryfer.... Na szczęście skończyło się na wielkim strachu i małym guzie na czole. Bardzo dobrze, że nie zapaliłaś w trudnej sytuacji. Mam nadzieję, że to pomoże Ci na stałe rzucić.
nitusia
12 stycznia 2012, 22:43oj tez to przeżyła okropne uczucie, aczkolwiek się zdarza i chyba często matką :) Na szćzęscie dzieciaczki są twardymi istotami, widze to po mim biegającym ile razy w oś uderzy dziennie ojo j .. pozdrawiam i nie zadręczak się to się zdarza , grunt ze się nic nie stało
artinuful
12 stycznia 2012, 22:38ostatnio w ostatniej chwili złapałm 8mio miesiecznego siostrzeńca , bo spadłby mi głową w dół z łóżka....w zaledwie kilka sekund. Było mi okropnie na mysl, jakby cos mu sie stało. Nie martw się....choc wiem, jakie to uczucie...Buziam