Mija tydzień mojej diety. Ubyło mi 0,5kg. Prawdopodobnie gdybym przestrzegała planu i nie pozwalała sobie na słodycze i podjadanie po nocy to byłoby według założonego planu -1kg. Słodycze patrzą na mnie z każdej półki w sklepie, orzechy laskowe od mojej mamy łypią na mnie kiedy tylko wchodzę do kuchni... ach. A każdego dnia myślę o tiramisu..
Uczę się robić z każdego przygotowywania posiłku rytuał, a każdym przygotowanym posiłkiem staram się delektować. Nie pochłaniać, nie wrzucać wszystkiego do jednego gara.
A Wam przed czym najtrudniej się obronić? Jakie pokusy są najtrudniejsze do ominięcia? ;)
Tymczasem fota ostatniego, dzisiejszego posiłku :) Kanapki z tuńczykiem i oliwkami zapiekane w piecu. Smaczne :)
katy-waity
14 listopada 2014, 15:59mi ostanio brakuje slodkiego....ale walcze:)
fouxt
14 listopada 2014, 07:01mmm, pysznie wyglądają te kanapeczki. Dla mnie to niestety słodycze </3 Mogłabym je jeść tonami.
angelisia69
14 listopada 2014, 04:36masz racje z celebrowaniem posilkow,to nie lada sztuka a pomaga.Co do pokus,ja jem codzien cos slodkiego ale trzymam sie zasady do ok 200kcal na przekaske,reszta zdrowo,inaczej bym zwariowala :P