Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
dzień 264 - trzeba się w końcu zważyć!


No i się dzisiaj nie zważyłam - jak zwykle rano nie miałam do tego głowy. Zaczynam pracę o 7, wstaję jak najpóźniej się da, więc rano nie mam jakoś oszałamiająco dużo czasu na myślenie o ważeniu/mierzeniu się. Mierzenie planuję na weekend, zważyć się chciałabym jutro, ale mogę znowu zapomnieć ;)

Przygotowania do ślubu przyspieszają - w tym tygodniu idę uzgadniać menu, muszę się zastanowić nad tortem, kwiatami i toną innych rzeczy - jakoś mnie specjalnie nie kręcą te przygotowania, to raczej przykry obowiązek. Tym bardziej, że w pracy jestem totalnie zawalona robotą - dopiero co odkopałam się z zaległości po nieobecności koleżanki w pracy, to teraz kolega poszedł na urlop, a znowu ja zostałam wyznaczona na zastępstwo. Ale jest jedna pozytywna informacja - skończył mi się okres próbny i dostałam umowę na czas nieokreślony :) a co jeszcze milsze - dostałam podwyżkę :D Co prawda nadal kokosów nie zarabiam, ale 200 zł więcej zawsze się przyda ;)

zjedzone:
1300 kcal

ruch:
hula hop - 1 min :P moje ciałko odzwyczaiło się od masujących kuleczek i zwyczajnie nie wytrzymałam z bólu ;) na stepper już mi się nie chciało wskakiwać - trzeba się wziąć w garść!