Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
terminatorowa bańka...


pękła jak za dotknięciem zaczarowanej różdżki, tyle że dzierżyła ją w dłoniach czarownica, a nie dobra wróżka.

Stan zapalny dziaseł, który swe źródło ma pewnie w starym jak świat urazie zęba (jestem pod kontrolą dentysty, uprzedzam pytania i sugestie) rozkręcił się na dobre.

Niewiedzieć czemu wraz z nim nastrój opadł na same dno, nie osiągnąwszy głębi...

Dryfuję...

Jak małe dziecko musiałam usiąść mojemu Ł na kolanach i poprostu się wypłakać. Cały swiat stał się zły, nieprzyjazny, wrogi, zdrowie kruche,  a zadania nie do wykonania...

Długo by tłumaczyć zawiłości chorobowe, to odpuszczę... przemilczę - napiszę jak będzie dobrze. Najgorszy jednak w tym wszystkim jest umysł, który w jednej chwili porafi zburzyc misternie układaną piramidę dobrych chwil. To prawda, że tkwię ostatnio w maraźmie czekając na kilka spraw, na pracę... ale dlaczego tak nagle wszystko mnie przerosło?

Przerosło czekanie, przerosły zadania do wykonania, prace do napisania - WSZYSTKO!!!

Myfonia o naturze skorupiaka.... ile czasu musiałoby jeszcze upłynąć zanim cokolwiek dałabym po sobie poznać, że zjada mnie od środka. Parszywy pancerzyk głupiego uśmiechu. Jak żałośnie muszę wyglądać pisząc Wam radosne - dalej, do boju!!! sypiąc jak  rękawa słowami pocieszenia i dobrej rady, płacząc w rękaw i zagryzając zęby jednocześnie...

Przeraźliwie miękkie wnętrze skorupiaków, nieprzystosowane do życia bez skorupki...

Wdech, wydech, wdech, wydech...

Ale nie jestem na tyle słaba i głupia by tak to zostawić, by zostawić samą siębie na krawędzi smutku...  Gorąca kąpiej, pół czekolady ( nie wcale nie kompuls, jadłam ją przez pół dnia dozując sobie przyjemnosć) - pachnący balsam, pachnąca inka z cynamonem i jestem...

własne myśli w klawiaturę wykluwam... uwalniając się spod ciężaru...

Lżejsza o 100 ml łez i kilo smutku, cięższa o 50 g czekolady  - jestem.

zbieram myśli...

1) jeśli jutro nie będzię najmniejszej poprawy - tel do lekarza - oddychaj, nie bój się, nie słuchaj bufoniastego lekarza który niepotrzebnie starszy, a potem okazuje się, że jest ok (bufoniasty jest tylko na wstępie wizyty nie wiedzieć czemu)

2) do końca tyg tel w sprawie pracy - nie przejmuj się milczącym telefonem, przecież mają jeszcze 2 tygodnie na odpowiedz

3) 2 prace do napisanie - poprostu zacznij je pisać. Napisałam pracę magisterską nieźle - a dlaczego boję się drugiego dyplomu?? A konferencja to tylko konferencja, 15 minut i po bólu - do publikacji jeszcze dużo czasu.

uff.

Przeżyję, choć nie mogę powiedzieć, że czuję się nak nowo narodzona.

I jeszcze jedno na dzisiejszy wieczór, miałam pomóc babci znaleść chętnego na szklarnie (zrobić jej zdjęcia)... a nie ruszylam się z domu. Może choć dziś znajdę portale ogłoszeniowe  i przygotuje treść, a jutro dołączę zdjęcia. To postanowiszy czuję się lepiej, bo bardzo mi było przykro, że mogłam rozczarować babcię...

Kończę, bo skończył mi sie dukanowy sernik i inka.

 

  • mate1

    mate1

    7 września 2010, 08:10

    No patrz a nic na to nie wskazywało że myfonia w dołku siedzi i potrzebuje drabinki ale tak to jest: zagonione, zapatrzone w siebie jesteśmy, swoimi sprawami zajęte i nikt nie widzi słabości drugiego człowieka, po kolei lekarz najpierw potem babacia i zdjęcia, praca się znajdzie a jak nie ta to inna, pracę poprostu trzeba zacząć pisać. na mnie możesz zawsze liczyć łap za grabulke przytulam cię mocno

  • bebeluszek

    bebeluszek

    6 września 2010, 21:34

    no to choc ty teraz do mnie na kolanko. wcale nie wygladasz zalosnie! wygladasz ludzko! to piekne :) placz na otuche. a potem do dziela. co do pisania i konferencji moge jedynie poradzic: usiadz i pisz. pisz cokolwiek na poczatek...chocby wypunktuj luzne mysli, slowa, tematy. nastepnego dnia wroc do tego i pracuj dalej. latwiej jest pracowac z czyms, niz z biala kartka. slowa doswiadczonej doktorantki :) bedzie dobrze! lacze sie w bolu i caluje w czolko!