Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Tłusty czas...


zimowy...? - czyżby moje ciało zbłądziło? Gdzie instynkt letniej utraty nadbagażu?
Na blacie cyfra niczym z horroru, jesienno-zimowej opowieści...

76,8

Ja już nie tyle chcę, co muszę coś z tym zrobić...

Przecież wydęty brzucho, wały opasane przez biustonosz i tęskne spojrzenia w kierunku letnich (a jakże - szczuplejszych!) spódnic - to stan uciążliwy, męczący, nieznośny...

Ból kręgosłupa, chrupanie w stawach - ratunku!

Przeciez nikt inny, tylko ja - samą siebie uratowac mogę!

A więc...

Po raz kolejny wizualizacja. Niech da nadzieję, że wszystko jest możliwe.

4.06 - 76,8

8.06. - 75,8 - 76,1 stoję w miejscu... ale chce ruszyć - czy wystarczy chęci?

15.06. - 74,8

22.06. - 73,8

29.06. - 72,8

6.07. - 71,8

13.07 - 70,8

20.07 -69,8

27.07 - 68,8

To straszne... kilo na tydzień to olbrzymi wysiłek. Choć w granicach zdrowej utraty (w połączeniu z ruchem, nie tylko z redukcja kalorii) - będzie ciężko.

A jak daleka będę od osiągnięcia wagi docelowej...

Ale jeśli się uda, będę 8 kilo lżejsza. Tak czy inaczej, podejmuje wyzwanie!

Końcówka lipca to czas wyjazdów, górskich (i nie tylko) wypraw. Chciałabym mieć kondycję, czuć sie lekko i dobrze we własnym ciele.

Do dzieła!