średnio na jeża.
Czwartek - wyczerpująca praca do 20 zaowocowała brakiem ćwiczeń. Dodatkowo pojawił się okres, który namieszał w piątkowo-sobotnich postanowieniach. Ból brzucha (i kręgosłupa pewnie jeszcze po pracy w pozycji wymuszonej), siedzenie w domu = brak ćwiczeń (ba, nawet nie posprzątałam mieszkania!) + słodkie...
Od piątku obserwuję narastający kaszel (luby chory od wielkiej środy, jego tato miał zapalenie płuc, nie wiem czy jakiegoś wirusa nie przyniósł).
Dziwne to dla mnie zjawisko (kaszel to u mnie wyjątkowa rzadkość). Trochę mnie martwi to pieczenie w płucach czy oskrzelach. Na szczęście ataki kaszlu ma rzadko i jak się wykaszlę (czemu nie ma żadnego synonimu słowa kaszel?) to mam spokój na dłuższy czas.
W planach mam jednak ogarnięcie, niepoddanie chorobie i systematyczną walkę w następnym tygodniu.
kurpinka
8 kwietnia 2013, 09:24zdrówka życzę, watro przejść się do lekarza, żeby nie było zapalenia płuc czy oskrzel
Kamila112
7 kwietnia 2013, 14:16Zdrówka życzę :)
Sylwunia54
7 kwietnia 2013, 12:47Jest synonim.. Jak ja mam kaszel to mój mąż mówi że chodzę i chrycham :)) Zdrowka życzę :**
ASIAROM
7 kwietnia 2013, 10:36Kochana idz do lekarza!