Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
humorystycznie, jak się zmagam z samą sobą :D


Zaczynam serię wpisów inspirowanych moim ukochanym motywacyjnym utworem pt. "Hymn" Luxtorpedy...

Już pierwsze słowa mówią, że należy zawsze przekładać potrzeby serca i ducha nad ciało... No więc kuźwa, chęć lepszego życia jest bardziej duchowa niż wpieprzanie czekolady... JAK JA DZISIAJ :D

Skoro już ustaliliśmy tę hierarchię wartości analogicznie wysuńmy kolejny wniosek: żeby osiągnąć coś duchowego, płynącego z serca należy wyzbyć się tego do czego przywiązane jest nasze ciało... Nie mówię tutaj już o wyglądzie- bo to potrzeba bardziej cielesna niż duchowa, ale o samokontroli... Żeby osiągnąć sukces wyższego rzędu- duchowy, należy w pełni kontrolować swoje porywcze ciało... Moje jest BARDZO porywcze...

Kiedy uda nam się panować nad swoim ciałem, co okaże sie trudne, to jednak staniemy sie jak skała... niewzruszeni...

A jak to wygląda w praktyce?Hm... popatrzmy

Monika 10.10

-Nie będę jadła czekolady, trzeba być silnym

Monika 10.11

- a może jedną kostkę

10:11:30

- to jeszcze jedną

10.15

-gdzie ta czekolada!


Zjadłam i nagle przypominam sobie: "AHA!!! Ja dzisiaj miałam być na dieciee!!! No cóż... nie będę już nic jadła i będzie gittt... xddd

2h później u babci:

-ILEE TU ŻARCIA... Pieprzę tę dietę... raz się żyje... Z życia trzeba korzystać, a nie... No przecież mam prawo jak każdy... nawet nie jestem taka gruba...ale.. może jednak nie powinnam? Nie no... powinnam, jeszcze sobie ktoś pomyśli, że jestem na diecie... A co mi tam... zjem sobie! :D

30min później:

-ale ze mnie grubas.... dlaczego ja to zjadłam? No po co? po co? po co? Jeeej... i znowu zepsułam sobie taki dobry początek... wczoraj było już tak ładnie, a dzis znowu to samo... nie no nie no....Dlaczeeego.... Jaka ja jestem głupia... no po co mi to było... przecież mi to nawet nie smakowało... no dlaczeeego.... 

Po powrocie do domu: (nagły wzrost motywacji:)

-będę robić brzuszki...!!!(i spadek) albo nie,.. to i tak już nic nie da... może lepiej coś zjem, już i tak mam dzień zepsuty

(idę do kuchni, jem)

20 minut później:

- No po jaka cholere ja to jadłam... Przecież może jeszcze z tamtym mój żołądek by sobie poradził, a teraaaaz??? Przytyję, przytyję... ja na pewnoooo przytyję...  nie... jestem już takaaa gruba i głupia na dodatek... Głupia i gruba... Najlepiej to w ogóle pójdę już spać... Ta pewnie jeszcze czegoo.. nie idę... jak poczekam jeszcze z 4h to może to przetrawię i nie przytyję tak bardzo

godź. 3.00

-idę spać!!!!!!

MORAŁ?? ZAWSZE MOŻE BYĆ GORZEJ... I DRUGI WNIOSEK: ZACZYNA SIE NIEWINNIE (od kosteczki).... Dzisiaj na razie jestem na etapie zjedzenia 4 pasków czekolady, jak się nie powstrzymam to to będzie mój scenariusz realnie...

MIŁEGO DNIA! :D I pamiętajcie... Grunt to zapanować nad sobą już od razu... Jak coś sie stało... Zapominamy o tym.. było minęło.. żyjemy dalej według naszych zasad...

  • aska5527

    aska5527

    5 października 2014, 16:41

    Oj tak, jak się zawali jedną rzecz to potem się wydaje, że nie ma sensu się dalej starać, bo i tak już jest źle. :)

  • aleksface

    aleksface

    5 października 2014, 14:14

    hmmm jakbym siebie slyszala! :D