Od dawna jestem na Vitalii, przeglądam posty, pamiętniki, ale sama nie pisałam swojego. Nadszedł ten dzień, kiedy zdecydowałam się to zrobić.
Jako, że jest to pierwszy wpis, opowiem całą moja historie od początku.
Mam nadzieję, że nie zaśniecie z nudów
Luty 2013 - postanowienie - Wielki Post bez słodyczy (udało się), ale po drodze odstawiłam jeszcze kilka produktów - chleb, ziemniaki, mięso, jadłam mało warzyw i owoców.
Efekt? Z wagi 59/58 kg przy wzroście 170 schudłam do 45/46 kg.
Nagle obudziłam się w czerwcu - po wielkiej awanturze z rodzicami, którzy nie mogli patrzeć na to jak wyglądam - wychudzona twarz, ręce jak patyczki.
Przymusowe tycie. Najgorsze co może być, żadnego psychologa.
Metoda gróźb.
Tym sposobem wpadłam w kompulsywne jedzenie, którym nadrobiłam stracona wagę,
ale samopoczucie było okropne.
Starałam się z tym walczyć - poprzez sport, który zawsze kochałam.
Przeplatały się u mnie: dni/tygodnie diety i napady kompulsywnego jedzenia.
Ostatnio udało mi się nad tym w pewnym stopniu zapanować.
Jem mniej, odstawiłam słodycze, dużo się ruszam. Wiem, że to nie koniec walki.
Wszystko może wrócić w każdej chwili, ale na szczęście wiem, że to wszystko dzieje się w mojej głowie i JA muszę to kontrolować.
Ile ważę obecnie?
Trudno powiedzieć, nie miałam ostatnio dostępu do wagi, ale podejrzewam, że około 55kg.
Czy jestem zadowolona z tej wagi? Jedna część mnie tak - ta która myśli racjonalnie, ale jest jeszcze ta druga, która, kiedy patrzę w lustro, szepcze, że trzeba jeszcze schudnąć.
Przepraszam, że tak przynudzałam, ale dobrze było opowiedzieć Wam co się ze mną działo, bo mam nadzieję, że będziemy się tu widywać częściej ;))