Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Ciągle, ciągle, ciągle...


Ciągle zaczynam, nowa dieta, od teraz, od jutra, od poniedziałku! Jedna pizza mi nie zaszkodzi, jeden batonik spalę, raz pójde do kfc- nic mi się nie stanie... i tak można w kółko. Waga zwiększyła się aż do 80 kg i W KOŃCU powiedziałam STOP!!!  

Od tego roku 2015 moim postanowieniem było schudnąć, ale odkładałam to sobie aż do marca, kiedy zdałam prawko i miałam więcej czasu. Postanowiłam, że zapiszę się do trenerki personalnej. Nie powiem, nie było to tanie, ale pracuję na siebie więc czemu nie? Chodziłam do niej od marca do maja wydałam ok 2000 zł i stwierdziłam, że nie mam więcej pieniędzy na kontynuowanie tego, ponieważ doszły nowe wydatki... Stwierdziłam, że spróbuję sama. Trenerka personalna pomogła mi schudnąć 7,5 kg! bardzo się ucieszyłam z tego efektu, wszyscy od razu zauważyli. Przez pierwszy miesiąc wakacji trzymałam się nawet dobrze, starałam się chodzić na siłownię, jeść tak jak wcześniej, ale znowu wróciło to samo " Jedna pizza mi nie zaszkodzi, jeden batonik spalę, raz pójde do kfc- nic mi się nie stanie.."  Pojechałam na wakacje i takim o to sposobem, dziś 19.10.2015 r ważę 79 kg! Czyli? Pieniądze wydane w błoto? Strata czasu? Nie! jestem głupia, że dałam się poddać, mogłam sama zawalczyć i kontynuować ale wolałam hamburgery. To była moja nauczka, więc teraz DEFINITYWNY KONIEC. Nie zaczynam diety od razu z dnia na dzień, że wszystko zamieniam na zdrowe rzeczy. Powoli się do tego przygotowuje, przynajmniej staram się, dużo czytam o zdrowym odżywianiu, książki i w internecie. To jest moja ostatnia szansa, jeśli jej nie wypróbuję ZAWSZE BĘDĘ GRUBA, a ja nie chce. Chcę o siebie zadbać, chcę powalczyć sama... Jeśli to nie pomoże to ja już nie wiem... Na początku miałam problem z motywacją, tłumaczyłam to sobie jako depresja jesienna :) ale nie ma bata! DAM RADĘ :)