Dzisiaj coś mnie wzięło i włączyłam sobie Skalpel Chodakowskiej. Normalnie jest w niej dla mnie coś tak antypatycznego, że nie zgodziłabym się na taką torturę, no ale tylko krowa nie zmienia zdania :P
Wprawdzie musiałam odpalić filmik bez dźwięku, żeby nie denerwować się bez potrzeby, ale zawsze to coś.
Udało mi się zrobić jakieś 3 - 4 pierwsze ćwiczenia, na więcej zdrowie mi nie pozwoliło ale jak na mój stan to i tak sukces. Mam plan jutro zrobić jedno ćwiczenie więcej, zobaczę co z tego wyjdzie :)
Z jedzonka to dziś wjechało na grubo...Na śniadanie jajecznica z jednego jajka+pół kromki chlebka sojowego, do tego herbata z mlekiem. Obiad - leczo z połową torebki ryżu do tego kompot z rabarbaru, śliwek i jabłek. Na kolację trzy pierogi ruskie i później chwilę trzy kawałki sushi (z ogórkiem zielonym, łososiem i serkopodobnym czymś), bo okazało się sushi ma termin ważności do jutra :O
Nadal ciężko mi się oddycha, nie wiem już czy to wina upałów czy nerwicy. Cały dzień siedzę pod wentylatorem (siedzę lub leżę), jedyny ruch to ten dzisiejszy skalpel (może z 3 minuty). wiem, wiem, ogólnie okropnie ale mam nadzieję, że powoli będę wracać do jakiejś normalnej aktywności fizycznej.