Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
12/15 (27/80): Aaaa...


Czas zaczął pędzić przeraźliwie. Niedawno jeszcze tydzień czasu, teraz zostało mi kilka dni. I co...? I tyłeczek.

W piątek ćwiczyłam godzinkę, przebiegłam się potem kawałek mimo upału, jedzenie w normie. W sobotę ćwiczeń brak, bo cały dzień był totalnie zajęty, jedzenie do południa okej, potem nie tak dużo - ale niezdrowo. Wczoraj dopadła mnie @ - krótki spacer, a jedzenia mało i niedietetycznie (rano owsianka, potem niewielki omlet z przeczarkami, szynką i serem; potem pół litra zimnej Lipton Ice Tea i dwa skrzydełka w KFC, może z 5 frytek; potem ze 3-4 podpłomyki bezcukrowe (umówmy się - wafle suche)). Te podpłomyki to mnie zaskoczyły, bo zauważyłam teraz napis "Twoja diete fitt" XD - chyba w porównaniu do wafli z nadzieniem, bo i tak mają prawie 400kcal/100g.

Zostały mi 3 dni do celu, jakieś 5 dni do ważenia, a ja siedzę tu z @ i nie wiem co zrobić, żeby było dobrze... Jeszcze do tego doszły mi te sprawy do pozałatwiania z zeszłego tygodnia... A zaraz mimo bólu muszę ogarnąć mieszkanie jak po huraganie, bo przyjdą liczniki wymieniać...

Ogółem: Życie. Hurray.