Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
2 dzień diety.


Przeżyłam jakoś ten dzień. Do 16 jakoś szło, potem to już tylko walka o odwracanie uwagi od żarcia. O matko, jakie ja mam gówni#=e przyzwyczajenia, normalnie to ciągle coś w gębie było i tak masakrycznie mnie do tego ciągnie, że kilka razy bezmyślnie sięgnęłam po chleb, żeby zrobić sobie kanapkę. Jakie dno. I tak do samego wieczoru. Smutno mi, że nie mogę sobie pojejść. Głupie to. Takie dziecinne. Ale nie ruszyłam niczego.

Jak patrzę na moje menu z 2017 to nie wierzę. Skąd ja brałam pomysły i czas na takie zajeb#&€e posiłki? Nie wierzę. Teraz jest bidnie ale liczę na to że się rozbujam. Matko, tak pokrojone te warzywa...kanapecKi. szok.

I jeszcze jedna smutna myśl. Znów minął rok i znów jestem grubasem. O dżizas.