To sobie teraz ponarzekam :) Spełniłam swój plan-marzenie i zapisałam się na norweski (chodzę od połowy października). Tam gdzie chodzę utworzono tylko jedna grupę, zajęcia nawet o dziwo pasowały mi do planu.
Nawet wzięłam to za pewnego rodzaju znak.
Aż tu nagle pod koniec października nasz wspaniały dziekanat ni z gruszki ni z pietruszki przenosi nam wtorkowy wykład na poniedziałek. Na godzinę kolidującą mi z językiem.
No kurde, ja już zapłaciłam za semestr a o nie chodzeniu nie ma mowy, bo zaliczenie jest na podstawie obecności i prowadzący wyczytuje nas z listy.
Udało mi się przenieść na to samo do innej specjalizacji. Jest tylko jeden szczegół. W co drugi poniedziałek mam -20 minut, żeby dotrzeć na ów wykład a później -10 żeby dotrzeć na język. Tak nie dwadzieścia i dziesięć tylko minus dwadzieścia i minus dziesięć. W dodatku wychodząc z domu na 8 rano siedzę na uczelni do 2.10 a pierwszą i jedyną przerwę mam od 18 do 18.40 :P Bajer.
Oczywiście żywię się cały dzień jakimś czymś, czego na pewno nie można nazwać zdrowym jedzeniem. Dzisiejszy bilans to 2 bułki (białe) z szynką i serem, babeczka, jabłko i banan (choiciaz coś ;)) rogal marciński (mniam!) i hot-dog z Fresha.
Pocieszam się, że jutro muay-thai i na pewno wszystko spalę ;) Na treningach jest bardzo fajnie i sporo tam chyba tracimy kalorii. Na bieganie robi się za zimno :( Znaczy nie było by, gdybym miała odpowiedni strój, ale nie bardzo mam teraz kasę, żeby się zaopatrzyć :/ Biegaczki - polecicie jakieś sprawdzone i nie zbyt drogie źródełko? Oglądałam w TkMaxx, ktoś polecał Decathlon, ale wszystkie opinie będą bardzo cenne.