Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
sie narobiło

no i narobiło się. Wstałam o 3 w nocy i po raz pierwszy od 2 miesięcy zeżarłam ciasto od szwagerki ........a swoją drogą to niezła wredota z niej,  jak tylko się dowiedziała ,że się odchudzam, to mi ciasta podsyła,
Ów czyn lubieżny  zapisałam co prawda skrupulatnie w bilansie na dzisiaj ale się stało.
Teraz siedzę i popijam soczek z marchwi i selera tylko 112 kcal , ale i tak mi zostało niecałe 400 do 1000.
Odkryłam dziś rzecz przeokropną , jak przesunę wagę o 30 cm to mam mniej o 300 g na wyświetlaczu.
 Jak to odkryłam to zaczęłam latać z wagą po całym domu i wyszło mi , że jednak nie schudłam 141 kg jak było , tak jest i ani drgnie.
Ale mam nadzieję że w czasie tego latania to troche kalorii spaliłam.
Ach tyle mam do zrobienia , że nic mi sie nie chce.
no bo muszę iść do babskiego lekarza . koniecznie. Zadzwoniłąm i pańcia mnie poinformowała, że jak mi się pali to mogę,  ale płatnie , a jak nie to dopiero koniec marca ....za darmo.
 Pali mi się a i owszem ale taniej mi wyjdą póki co czopki propolisowe bo je mam w lodówce a wyżebrałam datę 2 marca , więc na ten cel nie ubędzie mi z i tak pustawego portfela.
Ryczę od dawna gromkim głosem,że to moje życie ale.................
No własnie , dzieci chcą stajnię własną, ale bez mamy ani rusz , a tu jak z nieba oferta na kierownicze stanowisko tyle że 500 km od domu no i kto mi powie co mam robic.
Własna stajnia to kupę długów i kłopotów na początek a tam kasiorka pewna bo państwowe to miejsce pracy jest i z mieszkaniem .
Kurde i co ja mam zrobić.
ech idę polatać na miotle po domu , kalorie z tego czynu lubieżnego spalić i pomyśleć