Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
tu i teraz , czyli najważniejszy jest każdy dzień

Ze względu na moje warunki fizyczne , wszystkie ćwiczenia , które są na leżąco ,wykonuję na rozłożonej wersalce.

Jest twarda, bo taka wybierałam kiedys i sporo miejsca na niej .

Dzisiaj zaczęłam ćwiczyć po 10. Niestety w tym czasie moja kotka - Makaron postanowiła ,że jest to pora na przytulanki i walnięcie plecków , żebym ja po brzuszku pogłaskała. Wskoczyła na wersalkę iiiiiiiiiiiiii...................

Strasznie sie zatroskało kocisko. Bo pani wymachiwała odnóżami ,żamiast spokojnie czekac , aż księżniczka Makaron się ułoży . Zaczęla biegać wkoło mnie z wyprężonym ogonkiem. Próbowała tu i ówdzie sie uwalić , ale się nie dało . Wygladało to tak śmiesznie , że wszystko mi opadło - ręce i nogi a ja śmiałam się do łez, ale potem znowu zaczęłam ćwiczyc. Biedny kot obleciała mnie jeszcze ze 3 razy i poleciała do męża, który dzielnie tkwił w fotelu w niedzielnej pozycji , czyli tępy wyraz twarzy i pilot w ręce. Miał drugą wolną , to zaczął ja zupełnie odruchowo głaskać i kotek sie uspokoił.

Ale jego też w szok wprawiłam, bo mu oświadczyłam ,że ponieważ auteczko dzisiaj stoi i ja z nim w południe na spacer.

No masakra. Jedzenie tez pilnuję .

I nie ważne co będzie jutro. Dzisiaj mi sie narazie udaje.

Waga sie nie zmieniła od wczoraj, a dzisiaj trzymam diete i cwiczę.

To prawda , najtrudniej jest zacząć