Tak jest, 76,3 kg! Bywa. Taki sobie człowiek je i je, boi się stanąć na wadze, a gdy już się na niej znajdzie widzi o takie właśnie okrąglutkie cyferki. Zawsze tak ze mną jest- gdy już czuję się względnie dobrze w swoim ciele, zaczynam podobać się sobie i innym- zaczynam sobie pozwalać na więcej (no bo przecież już jest tak dobrze!) i budzę się z umorusaną resztkami pożywienia mordą jak księżyc w pełni!
Nie chcę żeby całe moje życie było takim balansowaniem 5 kg w tą, 5 w tamtą, chcę się raz na zawsze ogarnąć!
Dlatego koniec, od wczoraj nie jem słodyczy do odwołania, ćwiczyłam na stepperze, dziś też będę. Zabieram z domu nieprzypałową czapkę do biegania (bo ostatnio biegałam w mocno przypałowej) i biegam
i jem ładnie
i zaczynam się uczyć i pisać co tam mam do napisania
i czytam więcej
i przede wszystkim staram się nie przejmować- trzeba się cieszyć mimo wszystko! gdzieś kiedyś u jakiejś vitalijki przeczytałam piękne zdanie "nie czekaj z życiem na rozmiar 36" i to jest prawda drodzy państwo
p.s. moja mini choinka w pokoju zachowuje się bardzo dziwnie, jej światełka migają w rytm Fitzpleasure chociaż pierwotnie nie były nigdy przenigdy migającymi światełkami, wtf?