Śniło mi się, że P. niespodziewanie przyjechał. Wszedł do mieszkania, odwrócił się tyłem i ściągał buty. Za nim dziewczyna i chłopak, jego koledzy, również z bagażem. Nimi zajął się tata i pozostali w domu, nas zostawili byśmy spokojnie się powitali po tak długiej rozłące. W końcu się odwrócił... napłynęły mi łzy do oczu... podeszłam i objęliśmy się, wtuliłam głowę w jego ramię. Daliśmy sobie trochę nieśmiało całusa, byliśmy onieśmieleni. Powiedział, by przejść do pokoju by nas inni nie obserwowali. Więc zrobiliśmy kilka kroków wciąż w uścisku, oparł mnie o ścianę i nieśmiało darzyliśmy się pocałunkami, niepewni swego szczęścia, bojąc się że to zaraz znów się skończy i nastąpi rozłąka... Był tak przystojny, pięknie pachniał, spoglądał w moje oczy, czułam wszystko jak na jawie. Byliśmy szczęśliwi nareszcie znów razem...
Ech... :) Zapisuję swoje sny od sierpnia 2004r. to był nr 265, śnił mi się w niedzielę.
Za 4 tygodnie powinnam przeżyć ten sen na jawie, tylko nie w moim domu a w Holandii, gdzie jadę do pracy, on będzie ok.20-30km ode mnie.
Dziś mało jedzenia, waga rano spadła o 0,5kg.