Za nami już dwa tygodnie diety.
Waga ładnie leci, można by powiedzieć że wyniki przechodzą moje najśmielsze oczekiwania.
Wychodzi około -1kg na tydzień bez żadnego dodatkowego ruchu. Opieka nad dzieckiem się nie liczy, choć można by rzec że pół dnia "ćwiczę" z obciążeniem jeśli by się liczyło. (Ćwiczę życie, heh!)
Obwody też poleciały już troszkę w dół, za to motywacja poszybowała w górę. Oczami wyobraźni widzę siebie, GIGA RURĘ W ROZMIARZE 38. Nie mogę sie doczekać już tych wszystkich rzeczy których nie mogłam/wstydziłam się zakładać wcześniej! Ale jeszcze bardziej nie mogę doczekać się chyba szczupłych nóg, które całe moje życie były.. No szczupłe nie były nigdy. Ale obrażać swoich byczo-dużych ud nie będę, nie zasłużyłam. Nadal są ze mną, więc self love mode still on.
Przede mną najtrudniejszy czas, którego mocno obawiam się od samego początku. Nadchodzi TEN dzień. Dzień, którego wcale nie wyczekuję z utęsknieniem.
"Twoja miesiączka rozpocznie się za 3 dni."
Powoli zaczynam czuć typowe objawy. Jestem wkurzona, chce mi się jeść, nie chce mi się nic. Nastrój też jakiś podławy momentami. Ale panuję nad sobą i swoimi myślami. Zamiast myśleć o tym burgerze którego nie mogę zjeść, staram się przekierować swoje myśli na butelkę wody. Mam wrażenie, że jak nie wypijam tych dwóch litrów dziennie to chudnę wolniej. Nie wiem ile w tym prawdy i nadal nie mam pojęcia czemu picie wody jest takie ważne, ale wyczytałam, że przyspiesza metabolizm. Niestety wciąż nie udaje się to codziennie, zazwyczaj brakuje mi tej jednej szklanki, choć staram się sumiennie zaznaczać szklaneczki w aplikacji i o tym pamiętać.
Zamiast przedokresowego żarcia, zaliczyłam za to mocny spacer w szybkim tempie w doborowym towarzystwie męża i dzidziunia.
Czy było warto?
Pewnie tak.
Czy dupło mi w kręgosłupie jak wchodziłam z Młodą na górę?
Stanowczo tak.
Ale poboli i przestanie. Jak zwykle. Jednak zmotywowało mnie to do tego aby wrócić do ćwiczeń które zaleciła mi moja fizjo. Dyskopatia to dziadostwo, nie polecam nikomu.
Nie mogę doczekać się lata. Z utęsknieniem wypatruje pięknej pogody i przyjazdu do Polski. Aplikacja przewiduje, że w dniu naszego wyjazdu na urlop będę ważyć 97kg. Jeśli jednak utrzymam aktualne tempo -1kg na tydzień powinno to być 93kg. Różnica z pewnością jeszcze nie będzie spektakularna, ale liczę na ciut lepszy wygląd w sukienkach. Wraz z mężem zastanawialiśmy się, jak damy radę utrzymać dietę będąc tam, skoro
- nie jesteśmy u siebie, więc gotować ani się nie chce, ani nikt nie chce tracić na to czasu, skoro można wylegiwać się na basenie albo jeździć na wycieczki
- z każdej strony kusi ulubione jedzenie którego nie mamy na codzień tutaj
Ale wierze, że to zrobimy. Nie wykluczam, że poszalejemy trochę - ale już wiem, że warto będzie po prostu nie przekraczać danej liczby kalorii i powinno być dobrze. Myśle o tym w ten sposób, że 5 tygodni wakacji, to przecież 5 tygodni kiedy możemy zgubić 5kg! Jeśli wszystko pójdzie dobrze, w moim wypadku oznaczałoby to powrót do wagi z liceum, kiedy nie było dobrze, ale z pewnością nie było tak źle jak teraz. Wtedy to byłoby już TYLO (albo AŻ) 33kg do zrzucenia by uzyskać wymarzoną wagę. Domyślam się jednak, że im mniejsza waga będzie, tym trudniej będzie zgubić te kilogramy. W każdym razie, szkoda by było stracić ten czas. Wystarczająco czasu już przecież zmarnowałam nie robiąc nic.
Waga dziś ku mojemu zdziwieniu pokazała 105,5
Oznacza to tyle, że dzieli mnie 5,6kg by zejsć poniżej tej cholernej 3cyfrowej liczby.
NO TO LECIMY DALEJ!
Ps. Macie wahania wagi przed okresem/w trakcie? Dużo więcej pokazuje? Czy po okresie magicznie wraca do wcześniejszego stanu? Strasznie się tego boję, nie chcę się zdemotywować większą liczbą..
laveau
3 kwietnia 2023, 21:39Liczy się, najlepszy ruch to ten "naturalny", a takie dziecię też swoje waży przecież :D
Perverse
4 kwietnia 2023, 09:11Oj waży! Całe 12kg, to już chyba jak całkiem niezły trening dla początkujących skoro tak :D
laveau
4 kwietnia 2023, 09:40Pewnie, na co dzień dźwigam tyle samo, a jak zrobię kilka rundek po schodach w klocem na rękach to czuję się jak po dobrym treningu. No i tu nie ma wymówek jak z siłownią, chcesz czy bardzo nie chcesz, ćwiczyć musisz :D