Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Letni vibe #49


Dziś dzień ważenia, więc chwalę się lub żalę - 101,7 

Bardziej żale, bo miało być 100,9! W końcu tydzień temu waga pokazała tyle ile sobie zachciałam, ale teraz się obraziła. Choć to nawet nie wina wagi, a przebrzydłego dziadostwa - okresu. Jeszcze w poniedziałek waga pokazywała 101,3 a więc szanse na osiągnięcie zamierzonego wyniku były, no ale wiadomo, przyszło uczucie spuchniętego brzucha, ból.. no i waga podskoczyła jak w mordę strzelił. Nie będę ukrywać, odliczam dni do jego zakończenia aby móc znowu się zachwycić (ponoć najmniejsza waga pokazuje się właśnie bezpośrednio po zakończeniu krwawienia) i zmotywować do dalszego działania. Ale są też plusy nadejścia miesiączki. Jestem nadal w grze o bycie fit rurą! 💣

Codziennie rano przyglądam się sobie w odbiciu piekarnika i myślę, że coś zaczęło być widać. Brzuch  już tak nie odstaje, wcześniej wyglądałam jak w zaawansowanej ciąży a teraz daję sobie dobry 4 miesiąc, więc jest git! Bluzki też jakoś ciut lepiej leżą. Dupa nadal mam wrażenie wielka i bez zmian, choć okresowe spadochrony mogę aktualnie zaciągnąć do połowy pleców. 

W niedzielę przyszedł TEN dzień. Tym razem to nie mowa o okresie/pierwszych kroczkach, lecz o sprawdzeniu wzroku. Jestem ślepa jak kret, po ciąży mam wrażenie że nawet bardziej. Jakiś czas temu uświadomiłam sobie  że nie jestem już w stanie jeździć w nocy autem bo bardziej zgaduje gdzie droga jest niż ją widzę, tak samo światła (które swoją drogą przez to jakimi są rozbryzgami sprawiają że mam ciągłe wrażenie że ktoś mi wyskoczył przed mache) no ogólnie - po tamtej akcji gdy wracałam z duszą na ramieniu uświadomiłam sobie że nie będę w stanie zmienić męża w wakacje na trasie. Więc podjęliśmy decyzję, że pora na nowe oksy. 

Bałam się okrutnie, że nic nie zobaczę, no i.. nie zobaczyłam. Przy pierwszym badaniu (w moich obecnych okularach) nie byłam w stanie przeczytać największych literek. Grubo. 

Okazało się że widoczność w obecnych to 60%. Astygmatyzm też się zwiększył, ale nie jakoś bardzo. Także jest, jak to mówią, ch*jowo ale stabilnie!

Po badaniu przyszedł czas na wybór oprawek i tutaj muszę pochwalić męża, bo znalazł mi idealne. Oprawki same w sobie bardzo ładne, ale powód dla których podał mi właśnie te sprawił, że serce mi spuchło. Bardzo lubię moje oczy, zawsze marzyłam by mieć zielone (urodziłam się z brązowymi i miałam je conajmniej do komunii ale później zmieniły kolor na UWAGA - ZIELONY!) i chwalenie ich bądź zwracanie na nie uwagi to miód na mą duszę. No i polał chłop tego miodu, nie powiem. 

Wiedziałam też że tym razem nie będę głupia i nie wezmę dwóch par normalnych tylko druga będzie przeciwsłoneczna i to była najlepsza decyzja! Dwa lata temu mierzyłam jedną parę i tak mi się spodobały że nie było dnia (w lecie) bym o nich nie myśłała i nie żałowała że jednak ich nie wzięłam. Nienawidzę słońca świecącego prosto w twarz, nie dość że grymas paskudny się robi w trakcie to jeszcze później łeb boli. Ale one tam nadal były, czekały na mnie :) Jak się okazało, totalnie przypadkiem, okulary które wybrał mi mąż też wtedy mierzyłam i też mam w nich zdjęcie. Swoją drogą, bardzo ciekawe przeżycie tak zobaczyć siebie na zdjęciu w tym samym miejscu, w tej samej sytuacji ale starszą o dwa lata. Jak znalazłam te zdjęcia sprzed dwóch lat to byłam w szoku że jedne i drugie na mnie czekały, więc wysłałam mu zdjęcia. I co? Mój własny, mój jedyny kurde, nawet nie zczaił że to nie zdjęcie z niedzieli. Był pewny że to z niedzielnego wybierania okularów. To nic, że to zdjęcie było zrobione jakieś 15kg, 1 dziecko, 30cm włosów i x zmarch temu :D Kochany!


Z kolejnych ciekawych rzeczy to wakacje będą wcześniej niż planowałam. Oznacza to tyle, że zmiana którą zobaczy rodzina będzie trochę mniej spektakularna (w sumie to w ogóle nie będzie bo żeby była to jeszcze jakieś 10kg trzeba by było zrzucić do tego czasu a to możliwe nie jest) ale znaczy to też tyle, że szybciej ich wszystkich zobaczę i bardzo się z tego powodu cieszę!