Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
7kg do tyłu, jeden w przód. #63


Wczoraj minęły 2 miesiące odkąd jestem na diecie. Myślałam, że przyniesie to kolejne kg/g na minusie, a przyniosło.. +1. 

Jeszcze 4 dni temu dodałam wpis, w którym cieszyłam się jak głupia że zobaczyłam 99, byłam wtedy pełna nadziei że nigdy więcej 100 nie zobaczę, no i oczywiście życie szybko zweryfikowało jak bardzo naiwna wtedy byłam. Pisałam też, że nie dodam nowego pomiaru bo będzie mi żal jak coś pójdzie nie tak, ale nie wytrzymałam i dodałam. No i teraz jest mi ogromnie żal bo już widziałam ten postęp. Patrzyłam na potencjalne daty kiedy osiągnę kolejne cele i byłam szczęśliwa. 

Nie mam pojęcia skąd wziął się ten kg na plusie (jeśli  spojrzeć na to z perspektywy tygodnia od oficjalnego ważenia do ważenia to  przyrost o 0,2) bo dość grzecznie pilnowałam się diety. Wręcz bym powiedziała że sobota i niedziela były bardzo aktywne, było dużo chodzenia, ale fakt, z jedzeniem było gorzej, regularność ucierpiała. Woda też około 1,5l a nie 2 - problem nadal pozostał. Było pare lepszych dni jeśli chodzi o wodę ale nadal staram się te ostatnie 0,5l wlać w siebie przed spaniem ale z raczej kiepskim skutkiem. 

Zmieniłam kaloryczność. Jakiś czas temu zmieniła mi się na 1700 więc już to tak zostawiłam, ale dzisiejsze ważenie sprawiło że rozpaczliwie szukając powodu takiego wyniku zaczęłam podejrzewać spowolniony metabolizm bądź za dużo ruchu w odniesieniu do zapotrzebowania i uznałam że 1800 będzie w porządku. To też wg vitalii najszybsze zdrowe tempo odchudzania dla mnie. Gdyby nie fakt że samo zmieniło się jakiś czas temu pewnie bym przy tym 1800 była cały czas, ale no cóż. Jak się zmieniło to nie zareagowałam i teraz mam powód żeby się obwiniać.

Nie powiem, wstrząsnęło to mną. Nie jestem przed okresem, więc to nie to. Nie ćwiczyłam intensywnie, więc to nie woda w mięśniach. Nie objadałam sie, nie jadłam nic poza dietą. Więc dlaczego? 

To kolejny test, tym razem ciężej mi go przejść. 

Po ważeniu pobiegłam do męża, bo roztrzęsiona chciałam się wyżalić i poszukać wspólnie możliwej przyczyny. Czułam się jakby mój najgorszy scenariusz się spełniał, że nigdy nie zejdę poniżej tej 100. Że już zawsze będę gruba. Niestety tym razem mąż nie podołał. Pokłóciliśmy się. Łatwo jest wspierać kogoś gdy jest dobrze, ale gdy przychodzą trudne chwile mało kto wie jak zareagować, co powiedzieć by pomóc drugiej osobie. Po kłótni z mężem szukałam pocieszenia u mamy. Jednak ona też nie spisała się najlepiej - "Uspokój się, zacznij ćwiczyć bo samą dietą będzie Ci ciężko schudnąć" - po takich słowach krew jeszcze bardziej mnie zalała, bo około -1kg tygodniowo na samej diecie to był jeszcze parę dni temu dla niej świetny wynik i w ogóle wszystko było super i była taaaaka dumna ze mnie i szczęśliwa że tak dobrze mi idzie. Jak słucham o tych ćwiczeniach, to mnie trafia, bo łatwo jest powiedzieć ĆWICZ a gorzej jest postawić się na moim miejscu i znaleźć na to czas i siłę. Nie ukrywam, nie lubię być pod presją w kwestii odchudzania, a mama strasznie ciśnie. Ostatnio napisałam jej coś w stylu "nie zamierzam udawać, że na wakacjach nie zjem ani jednego loda" to ona odpisała "no ok, ale nie ma powrotu do fasolki i pizzy, chyba nie chcesz wrócić do tego co było?" 🤷‍♂️ 

Poczułam się wtedy jak gówno. Już wiem, że będzie patrzeć mi na ręce całe wakacje i jak najdzie nas na ulubioną pizze, kebaba czy cokolwiek innego to będzie mi to wytykać, nawet jeśli to będzie jeden raz na całe 5 tygodni. Nie dziwi mnie to jakoś, bo znam ją dobrze, ale i tak poczułam się przez to źle.

Poza beznadziejnym wynikiem wagi, jakoś leci. Nic specjalnego się przez te 4 dni nie działo. Siniaki na brzuchu zrobiły się fioletowe. Już nie bolą tak bardzo więc może czas na wielki powrót hula-hop. Dziś kolejny smętno smętny dzień. Zdaje sobię sprawę z tego że wpadłam w pułapkę codziennego ważenia, ale nadal ciężko mi się oprzeć. Tak sobie myślę, że powiem mężowi żeby schował wagę gdzieś i nie wyciągał aż do czwartku. Muszę trochę uwolnić od tego głowę. 

Jedyne czego się boję to to, że będzie ciągle szła w górę. Nie chcę nawet myśleć jak to zniosę. Dziś było tragicznie. Morze łez się wylało. To głupie, ale tak strasznie mi na tym zależy.. 

No to seteczko, witaj ponownie.

Edit:

Post pisałam z samego rana, więc wiadomo, negatywne emocje wzięły górę i wylało się ze mnie wiadro smuteczków i przygnębienia. Ale po całym dniu, który był spokojny i całkiem miły, chcę dodać jeszcze parę słów.


Ostatnio odezwał się we mnie duch mojej mamy (lub starości, cieżko stwierdzić) bo zaczęło przeszkadzać mi to że mam mokre włosy gdy idę spać. Bo mi w głowę zimno i poduszka jest mokra. 🤓 To nic, że całe życie totalnie mi to nie przeszkadzało - teraz zaczęło. Do tego stopnia że o 23 potrafiłam wstać z łóżka i iść wysuszyć głowę. Postanowiłam więc spróbować metody mojej mamity i po prysznicu suszyłam też głowę. Nie dość, że problem zimnej głowy minął, to jeszcze włosy jakieś lepsze się okazały na drugi dzień. Więc suszyłam sobie tą głowę, aż przedwczoraj w trakcie suszenia sprzęt odmówił posłuszeństwa. To bardzo stara suszarka, nawet nie jestem pewna do końca czy była ona moja czy siostry, ale była. Zajumana w trakcie pierwszego wyjazdu za granicę, została ze mną. Ale jej żywot dobiegł końca, nadszedł czas na nową. Żeby nie było, odeszła w zjawiskowy sposób - walnęło, strzeliło, poszła iskra, zaczęło capić i pojawił się dym. Nie to, żeby mąż wziął ją mokrymi rękami i uderzył w wiatraczek jak była podłączona do prądu i teoretycznie włączona 🤡 W panice wydarłam wtyczkę z gniazdka. 

Chłop przeżył, ja przeżyłam zawał, suszarka zaliczyła zgon.

 Wybór jak się okazało, wcale nie jest taki prosty. Wszystkie wyglądają dokładnie tak samo, różni je w większości tylko cena. Z pomocą nadszedł mąż i podjął ostateczną decyzję. Udało mi się również wywalczyć toster (taki gdzie grzanki wyskakują do góry) bo w diecie dość często pojawiają się właśnie tosty, grzanki, a zapiekanie ich w piekarniku trwa stanowczo za długo. Nie jest to jakiś super drogi wydatek, zawsze chciałam mieć, więc mega się cieszę. Moje małe marzenie o posiadaniu dobrze wyposażonej kuchni powoli się spełnia. 

Dzisiejszy dzień przyniósł też kolejny wydatek. Okazało się że olej trzeba zmienić, filtr DPF trzeba odesłać na regenerację i ogólnie rozrząd też do wymiany. No ogólnie można by rzec wakacje już prawie, więc nadeszła finansowa sraka. Jakby w tym czasie było mało wydatków..

Melduje że do wakacji zostało 29 dni.

Na pocieszenie zrobiłam sobie paznokcie i zamierzam oddać się teraz leżeniu przed telewizorem. Z moich snach z pyszną pizzą, a w rzeczywistości z ogórem kiszonym i jabłkiem (bo taka akurat dziś wypada vitaliowa kolacja) 🍕

Bez odbioru!

  • Songbird

    Songbird

    18 maja 2023, 19:24

    mam z moją rodzicielką podobne przeboje :( tyle lat mnie zna, a nie wie, że takie rzeczy w ogóle nie motywują a raczej działają w odwrotną stronę. A co do wagi to jest dobry pomysł, żeby gdzieś ją schować, ponieważ tyle różnych czynników wpływa na wahania wagi, że ważąc się codziennie można zwariować :P

    • Perverse

      Perverse

      18 maja 2023, 19:35

      O to to! Łączę się w bólu spowodowanym maminym brakiem podejścia, licząc na to że skumają jak mówić byśmy słuchały zanim zwariuję od stawania na wagę :D

    • Laura2014

      Laura2014

      18 maja 2023, 19:57

      Łącze się z Wami w tym bólu. Moja mi dziś powiedziała, że cokolwiek by mąż mi nie zrobił to mam nie wracać do domu, bo ona mnie nie przyjmie i nie pamiętała kiedy mnie urodziła. że schowaniem wagi zgadzam się, są różne czynniki nawet wypicie wody przed, które mogą dołożyć kg, wystarczy nawet krzywo ustawić wagę na podłodze. Trzymam za Was obie kciuki.❤️

    • Songbird

      Songbird

      18 maja 2023, 20:08

      dobrze, że chociaż tutaj można znaleźć jakieś wsparcie <3 ja też trzymam kciuki, żeby wszystko nam się pomyślnie układało :) powoli i spokojnie do celu!

    • Perverse

      Perverse

      19 maja 2023, 13:31

      Songbird - to prawda, dlatego po tylu latach wróciłam do tego portalu. Bo wiem, że są tutaj osoby które zmagają się z podobnymi problemami, które rozumieją i wiedzą jak to jest :) Dużo mi daje taka świadomość że nie jestem z tym problemem sama, Ci, którym się już udało osiągnąć cel są dla mnie równie ważni bo są dowodem na to, że można, że mi też może się udać. Oczywiście jak obie zdążyłyście się zapewne przekonać są tutaj różni ludzie, ale wierzę że tych dobrych i wspierających jest więcej! :D Tak jak mówisz, powoli i spokojnie do celu. Dla takiego narwańca jak ja to mega wyzwanie, ale kto jak nie my? :D Ściskam was mocno dziewczyny i przesyłam mnóstwo dobrej energii! (Bo dziś już nie becze przez to elektryczne dziadostwo, omijam szerokim łukiem, szerooookim!)

  • Laura2014

    Laura2014

    18 maja 2023, 13:10

    Wiem co czujesz. Wszyscy mówią , że jeden kg co to, jest to nic, w tamtą czy tą stronę 1 kg żadna różnica. Ale dla Ciebie to była właśnie TA granica, umowna, symboliczną , dająca powód do dumy i największy motywator i nagle go utraciłaś. Powiem Ci, że może waga była nierówno, może nawet nie wiesz a przetrenowalaś się, może dopiero co wypiłaś wodę. nie wiem. Ale jak już raz zeszło, zejdzie ponownie. I znowu będziesz czuła tą radość, tym razem podwójną i pamiętaj , że w Ciebie wierzę i jestem z Tobą całym ❤️.

    • Perverse

      Perverse

      18 maja 2023, 19:09

      Dokładnie tak się czuje. Masz totalnie racje mówiąc że skoro raz zeszło to zejdzie ponownie. Chyba właśnie coś takiego potrzebowałam usłyszeć. Dziękuje! <3