Kolejny dzień za mną, ciężki, ale udało się go przeżyć.
Wstałam rano jakaś zmięta, bez życia, zmęczona. Później był lekarz Młodej i w aucie się czułam jakby mi się w oczach wszystko przewijało w taki mega męczący sposób. Nie umiem tego wytłumaczyć, ale wzbudziło to mój niepokój i już zaczynałam się nakręcać, ale wizyta w szpitalu trochę ostudziła mi głowę i udało mi się odwrócić uwagę od tych dziwnych epizodów.
Nie mam dziś weny aby cokolwiek pisać. Nawet gadać mi się z nikim dziś jakoś szczególnie nie chce. Marzy mi się dobre jedzonko i wanna. To drugie jest do zrobienia, ale to pierwsze musi poczekać. Zastanawiam się z czego wynika to słabe samopoczucie, czy to możliwe że to przez zbyt niską kaloryczność? Czy po prostu nad głową muszę popracować?
Ważenie już za dwa dni. Jestem mega ciekawa jak wyjdzie, ale jednocześnie się boję. Nie chcę się rozczarować ale czuje, że nie będę tak wspaniale spadać jak rok temu w marcu. Mam straszne obawy że jojo zaczęło mnie dopadać, bo ostatnie tygodnie waga rosła, mimo że przez długi czas stała w miejscu.
Podsumowanie dnia:
35min przejechane na rowerze, obciążenie 3, ponad 10km.
2 dzień ćwiczeń na szyje z rana
Dieta wzorowo.