Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Takie tam...


Jakoś długo mnie tu nie było... Ale nie miałam weny na pisanie, bo w zasadzie u mnie codziennie to samo... Rano pobudka, śniadanie dla siebie i chłopaków, najmłodszy jak zawsze odmawia współpracy przy jedzeniu. Tak więc zamiast uwinąć się w 20 minut to nam zajmuje to godzinę:PP i jeszcze muszę się nawymyślać żeby jakoś zjadł.... Nie ma prosto ech....

Potem ogarnianie domu jak codzień, czyli wyniesieni pościeli przy ładnej pogodzie by się wywietrzyła, odkurzanie podłóg, ogarnięcie kuchni i łazienki, często pranie, które na szczęście pierze się samo, ale i tak trzeba je potem wynieść by wyschło, potem zebrać i złożyć lub wyprasować i pochować w odpowiednie miejsce... Staram się wszystko odkładać na miejsce od razu, by nie robić sobie sztucznego bałaganu. Ale dla kogoś kto lubi porządek to zawsze się znajdzie coś do sprzątnięcia tym bardziej przy dwóch maluchach.... W międzyczasie jeszcze trzeba dać drugie śniadanie, ugotować obiad, wyjść na spacer, przygotować piec, znaleźć chwile na ćwiczenia, itd.

U nas najwięcej czasu zajmują posiłki niestety... bo najmłodszy uparciuch nie chce jeść, albo zrobi dwa gryzy i juz jest najedzony... Starszy też umie sam zjeść czy się ubrać, a często woli by go nakarmić lub pomóc mu się ubrać:PP Nie jest prosto! I gdyby mi ktoś kiedyś powiedział że siedząć w domu z dwójką maluchów można być wieczorem zmęćzonym i padać na pysk to bym w to nie uwierzyła!!!! Naprawdę.... Kiedyś mi się wydawało że takim to dobrze siedzą w domu, do pracy nie chodzą, dzieci przecież się same bawią, jedzą itd. więc po prostu bajka, czasu dla siebie multum.... A w praktyce jakoś tak nie jest... Przynajmniej u mnie....

Ale nie narzekam, bo przecież mogłabym jeszcze pracować i to co robię teraz musiałabym zrobić po pracy....

No i dla męża czasu nie mam.... Bo wieczorami usypiając maluchów sama usypiam i dupa blada, nie ma czasu porozmawiać.......

To tyle smętów - słońca brak to i u mnie nastrój chwilowo nie teges....

Dieta - staram się jak mogę. I całkiem dobrze to wychodzi, mimo że zdarzają się czasem małe wpadki i coś tam do paszczy nie zdrowego wpadnie... Ale nie panikuję, bo ja staram się wypracować w sobie zdrowy styl żywienia, więc jak od czasu do czasu wpadnie kawałek ciasta czy czipsy to tragedii nie ma.

Ogólnie słodycze mocno ograniczyłam, bo nie sprzyjają mojej walce z cellulitem.

Pijam za to dużo herbaty zielonej i czerwonej. Staram się jeść warzywa do każdego posiłku. 

Z ćwiczeniami różnie bywa, ale się staram codziennie coś ćwiczyć, nawet jak to tylko 15 minut dziennie. Za to codziennie robię masaż bańką chinską i wklepuje balsam antycellulitowy w newralgiczne miejsca:) I jest powolutku widać efekty:D

Nie ma już tak widocznego cellulitu. Trochę się zmniejszył i skóra jest miła w dotyku, co mnie bardzo cieszy i mobilizuje by nie przestać się starać:)

Tak więc miłego dzionka:)

  • angelisia69

    angelisia69

    27 kwietnia 2016, 10:33

    ;-) czyli rutyna kobieca jak i u mnie.To faktycznie z malymi "wybredziuszkami" nie masz latwo,ja na szczescie z tym klopotow nie mam bo maly pochlania swoje porcje bez problemow,i wie ze poki nie zje od stolu sie nie odchodzi!to ze pod koniec dnia padasz,wcale sie nie dziwie,szkoda tylko ze wasze pożycie na tym cierpi,ale wiem ze trudno u was jesli chodzi o opieke nad synami i nie masz jak isch do babci wkrasc :( Mimo wszystko przesylam usmiechy i zycze milego dnia/tygodnia.Trzymaj sie dietki i cwiczen bo musisz miec sile i energie na ogarniecie wszystkiego.Pozdrawiam