Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Po weekendzie


Po weekendzie....

Jak zawsze sobota i niedziela mijają szybko... Zresztą każdy dzień mija szybko tylko w tygodniu jestem sama z chłopakami a mąż wraca późno i tak jakoś bardziej zmęczona się czuję... Ale nie wiem czemu łatwiej mi diety pilnować i jakoś ćwiczyć wtedy...

Niby w weekend staram się nie objadać ale jakoś zawsze mam takie wrażenie że zjadam więcej niż w normalny dzień. Podsumowując waga utrzymuje się na poziomie paskowym, jak coś przybędzie w weekend to gubię w tygodniu. Tak więc moja obecna dieta = utrzymanie wagi na stabilnym poziomie.

Ale mam ochotę pozbyć się jakiś 2 kg... O tak mnie właśnie naszło że stoję w miejscu i może coś by się przydało zgubić... Jakieś wyzwanie by mi się przydało:p

I chyba się zmotywuję i zorganizuję tak by coś jednak na wadze ubyło! -2 kg do końca lipca! Ale tak bez efektu jojo, że schudnę a potem znowu wrócę do wagi paskowej... Bo takie chudnięcie się nie liczy! A w dodatku może być demotywujące:PP

No więc biorę pod lupę swoje dzienne menu i zwiększam dawkę ruchu tj. nie wiem jak i kiedy ale muszę zacząć znowu jakieś treningi robić.... 

Zauważyłam że gdy choć przez 15 minut ćwiczyłam codziennie to waga szybciej spadała i nie było większych wahań. A jak tylko dostarczam sobie taką codzienną dawkę ruchu przy sprzątaniu, bieganiu za chłopakami to jest o tyle dobrze że nie tyje i waga jest w miarę stabilna....

Dieta:

Staram się jeść zdrowo i w miarę o stałych porach. Dużo warzyw do każdego posiłku, lekkie posiłki, wszystko gotowane lub pieczone, zero smażenia...

Z wodą jest jednak kiepsko, muszę się bardzo starać żeby wypić te 1,5 litra płynów....

Nawet w upały jakoś nie za bardzo czułam pociąg do wody... Do jedzenia w zasadzie też, choć wieczorami miałam ogromną ochotę na coś niezdrowego albo słodkiego:PP

Normalni ludzie w upały raczej nie mają ochoty na słodkości.... a ja niestety.... musiałam się bardzo pilnować by nie ulec tejże pokusie, a przynajmniej nie codziennie... ech....

Ale ochłodziło się więc mam nadzieję że mi przejdzie....

Dziś mało ambitny wpis, ale przynajmniej nie marudzę... choć jakiegoś nerwa mam od rana na wszystko.....