Powoli kończy się ten rok - rok pracy a zarazem wyniszczenia... Zbliża się nowy - nowe nadzieje, szanse. Walka trwa, dzisiaj dzień 5. Najbardziej przeraża to ile tych dni jeszcze musi być.. Ale trzeba czekać bo nie ma nic od razu. Tak jak chudłam przez szmat czasu tak ustabilizowanie też nie będzie łatwe (o ile w ogóle coś takiego istnieje) nie mam oczekiwań, że będę jadła jak przed dietą. Chcę po prostu żyć normalnie, jedząc zdrowo, żyjąc zdrowo, ale od czasu do czasu pozwolić sobie na coś "niegrzecznego". W obecnej sytuacji to jak wyrok śmierci. Ale muszę z tego wyjść! Staram się zwiększać kalorie wg. planu nie odejmując ich od innych posiłków. Jak to bywa po zjedzeniu pojawiają się wyrzuty sumienia które powoduje uczucie sytości, ale staram się wmówić sobie, że to chwilowe i na pewno nie przytyję. Najgorszy jest okres zimowy - bo duża część społeczeństwa w tym czasie wymienia oponki "letnie" na "zimowe" i nie chciałabym, aby mówiono "o i się zapasła". Chcę także normalności, więc poniekąd odsuwam od siebie to co myśli "społeczeństwo". Mam nadzieję, że w tym nadchodzącym roku uda mi się odnaleźć to szczęście i spokój, które przeoczyłam przez nadmierne odchudzanie. A przecież miało by tak świetnie - schudnąć, lepszy rozmiar, lepsze samopoczucie.. O jeden most za daleko i efekt jest odwrotny. Wierzę w siebie i wiem, że to wszystko jest w mojej głowie dlatego odrobina wysiłku a na pewno uda mi się "poskromić" ten mój głupi organizm :)
Życzę wszystkim w zbliżającym się roku wiele uśmiechu, szczęścia, radości z życiano i przede wszystkim dużo zdrowia! Pamiętajcie o zdrowym rozsądku i o tym, że to wy jesteście PANAMI SWOJEGO LOSU! :)