Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
nie chwal dnia przed zachodem słońca....


 

Oczywiście się pospieszyłam z tym wychwalaniem super extra dietkowego dnia i NAWALIŁAM!!! Po obiedzie zabrałam się ze znajomymi na wycieczkę po okolicy. Zabrali mnie do miejsc w których jeszcze nie byłam. Ale po drodze była lodziarnia i wszyscy lody jedli więc i mi kupili. Ok, zjadłam. Później podjechaliśmy do znajomego rodziny a tam grilowanie więc 2 kiełbaski, chleb plus 2 kawałki ciasta też zjadłam. Na koniec pojechaliśmy do znajomych do domu. A tam pochłonęłam 2 wafelki i 2 cukierki z bombonierki plus słodzona herbata, której szczerze nie znoszę. No i jeszcze 3 brzoskwinie prosto z drzewka.

Nie lubię weekendów, bo sobota i niedziela to jedyne dni w których bez problemów znajduję wymówkę dlaczego mogę pozwolic sobie na małe co nieco.

I niby wszyscy widzą, że chudnę i każdy pyta co robię, że tak pięknie wyglądam ale zrobiliśmy sobie dziś kilka zdjęc i jestem załamana. W lusterku nie widze tej wielkiej pyzy ale na zdjęciach nie da się tego ukryc. Nadal pączek jestem i schudnięcie jest konieczne. Podłamałam się trochę. Na tyle, że znowu mnie do lodówki ciągnie. Eh, błęde koło.

Ale połaziłam sobie dziś trochę, pozwiedzałam, poruszałam się. Dużo zjadłam ale też kilka kalorii spaliłam.

Jutro się już będę trzymała. I wsiądę na rower znowu. A od wtorku faza proteinowa znowu. Mam nadzieję, że waga poleci. Dziś rano było 75,5 kg.

  • alyssaa

    alyssaa

    9 sierpnia 2009, 19:50

    że trochę zgrzeszyłaś. Nie zjadłaś w sumie dużo, nie powinno Ci zaszkodzić. Trzymam kciuki za Twoją dietkę. Widzę że mamy podobną wagę i wzrost, to co bierzemy się za siebie? Damy radę :)))))