Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Coś tam się zmienia


Na wadze na razie nic, ale w mojej głowie się zaczęło dziać :) Od lat niby wiedziałam, że mam problem z jedzeniem, ale wolałam tego nie mówić głośno. Nie umiałam się do tego przyznać. Ale kiedy napisałam to tutaj, zmobilizowało mnie to. Teraz, zanim coś zjem, pytam sama siebie, czy jestem głodna, czy to tylko ochota na coś. Jeśli ochota- zapijam wodą :)

Zaczęłam też ograniczać posiłki- w sensie objętości. Nadal nie jestem z siebie dumna, ale zrobiłam krok naprzód. To mi było potrzebne. Teraz muszę się tylko piąć dalej tą drogą. Wstyd mi za to, ile jem. Wstyd mi za to, jak wyglądam. Strasznie się zapuściłam.

Na ćwiczenia ciężko mi znaleźć czas. Miałam ćwiczyć wieczorami, ale wieczory mi jakoś uciekają bez kontroli. Wczoraj o 1 w nocy, jak szłam spać, zrobiłam 50 brzuszków. Ale wiem, że to nie tak powinno wyglądać. Jutro spróbuję poćwiczyć, kiedy mała pójdzie na drzemkę. Nie wiem czy się uda, bo w tym czasie średniaczek (chory w domu siedzi) walczy o moja uwagę. Eh, życie mamy nie jest proste.

Ale cały czas sobie myślę, że moje siostry i kuzynka też mają dzieci, ale żadna z nich nie jest taka gruba jak ja. Więc można, tylko ja się zapuściłam. Strasznie, strasznie mi wstyd :( Koniecznie muszę coś z tym zrobić, bo inaczej kolejne wakacje przesiedzę skulona za parawanem. A wolę bawić się z dziećmi w piasku.

Dzisiejszy rachunek sumienia:

10- herbata z cukrem, kawałek domowej pizzy z wczoraj- z pomidorami, kukrydzą i brokułami

15- reszta obiadu po dzieciakach- kasza kuskus z kurczakiem w sosie curry z ananasem- mała miseczka by się pewnie uzbierała

16- winogrona, pomarańcza i pepsi z lodami waniliowymi (wiem, wiem, linczujcie!)

17- cappuccino

20- pół bułki z ramą i kiełbasą, herbata

w międzyczasie piłam wodę, ale nie wiem ile. Nie mierzyłam

W sumie myślałam, że było gorzej :) Niestety, to była walka z samą sobą. Oby jutro było ciut łatwiej. Bo się nie poddam. Tym razem muszę wygrać. W końcu walczę o siebie! 

Poza tym odkurzyłam cały dom i zrobiłam zakupy w hipermarkecie, więc był i marsz (nie cierpię robić zakupów!!!!) i skłony i przysiady. Mam nadzieję, że waga choć odrobinkę jutro drgnie. Chyba zasłużyłam, prawda?