Czy szczęście zależy od najedzenia? Pewnie wiele z Nas: z nadwagą; nadprogramowym tłuszczykiem; otyłością - stwierdzi, że owszem. No jasne, ze tak!
Dla mnie jedzenie jest jedną z najprzyjemniejszych rzeczy w życiu. Szczególnie jedzonko włoskie (wszelkie pasty, zapiekanki), meksykańskie (tortille, chili con carne) i obowiązkowo dużo sushi. Z mojego standardowego menu najzdrowsze jest zdecydowanie sushi ale i tego nie da się jeść na okragło.
Dzis zjadłam pyszną rybkę z grilla z warzywkami. Normalnie bym sobie tego nie zrobiła ale dieta vitalii mi kazała. Poza drobnymi modyfikacjami się jej trzymam (np. parę kropel sosu sojowego do zupy) i jakoś żyję. Najedzona po tej rybie jestem jak diabli, a jak najedzona to szcęśliwa. Bo nawet mój facet wie, że jak jestem głodna to zła
Jako, ze odchudzam się razem z moim miłym miałam nieco obaw czy mu będzie to dietowe żarełko smakowało. Na razie jest ok. Wcina rybkę i zupę zimową - no i nawet mu smakuje. Achhh, gdybyśmy sobie jeszcze wieczornego piwka odmówili byłoby lepiej. Ale co począć - piwosze. Wczoraj nawet wspomniałam, może mniej piwesia ale doszliśmy do wniosku, ze wszystkiego odmawiać sobie nie wolno, bo nasza silna/słaba wola nam siądzie. I tak lepiej jak pijemy piffffko i jemy zdrowo, niz jak pijemy piffffko i wcinamy jakieś pasudztwa. Tak to sobie tłumaczę.
A od następnego tygodnia dochodzą jeszcze rowery (bo mój wróci z serwisu).
Ruch + dietka (piffffko też) = musi byc jakis efekt! Jutro się ważymy! Okaże się
nemezis83
24 maja 2012, 16:49Dobre pifffko nie jest zle, a wszystkiego nie mozna sobie odmowic...:)... pozdrawiam!!!