Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
8/30 Sobota. Wolna chata.

Miałam w nocy z wczoraj na dzisiaj wolną chatę.
Spędziłam wieczór sama zalewając się łzami wzruszenia przy oglądaniu 'pierwszych tańców', 'nietypowych teledysków ślubnych', 'best wedding entrance'ów' itd itd...
Tak wczoraj był "ten" dzień - dzisiaj przyszła @ i już powinnam wrócić do pionu 
Wstałam ( no dobra, obudziłam się ) o 6.30 z zamiarem sprzątnięcia majdanu, który mi się wczoraj nagromadził przy łóżku: kubki, miseczki po arbuzie, talerzyki, stos kosmetyków... muszę ogarnąć ciuchy, które wczoraj wyciągnęłam z szafy w celu skontrolowania ile schudłam... rozwiesić pranie, którego wczoraj rozwiesić mi się nie chciało... pozmywać wczorajsze naczynia... no i generalnie ogarnąć mieszkanie sobotnio.
Czy Wy też tak macie? Czy tylko ja jestem jakaś niezrównoważona.
Jak jest w domu eM to jestem ogarnięta, sprzątam po sobie, ani myślę jeść w łóżku a jak mam wolną chatę to coś w stylu - ha! nikt nie patrzy to co mi tam!
Nie mniej muszę się do 11.00 uwinąć bo ten stan nie trwa wiecznie ;)

Z wiadomości dietowych: tak jak postanowiłam nie jem słodyczy już ósmy dzień.
Jutro moi rodzice jadą na rewizytę do moich teściów ( teściowej to Magda Gessler, Jamie Oliver i Gordon Ramsay mogą co najwyżej cebulę kroić ) a ja zamierzam NADAL nie zjeść nic słodkiego. I wytrzymam bo mam coś takiego, że jak już się zaprę to nie ma zmiłuj :)
Waga dzisiejsza całkiem ładna zwłaszcza po długim weekendzie, w którym sobie pofolgowałam na maksa : 81,4kg BMI: 27,2
Już niedługo i BMI będzie 26,... 
Zaczęłam z BMI: 31,0 - różnica -3,8 :)

Dobra, zawijam się sprzątać :)
Miłego weekendu ( przepraszam ale nie dam rady Was przeczytać dzisiaj - zaglądnę do Was jutro wieczorem albo w poniedziałek :) )