Już mi trochę mija, chociaż dzień generalnie nie należy do najbardziej udanych. I na dodatek zgubiłam moje ukochane rękawiczki bez palców, takie ze skórki, obszyte futerkiem, które kupiłam za ostatnim pobytem w Szklarskiej Porębie. Buuu... No, ale skoro jedziemy do Szklarskiej na ferie, to może znajdę takie same, a może będą też w Karpaczu... Oby, bo strasznie mi ich szkoda.
Wszystkie mięśnie mnie bolą, ale mam nadzieję, że jednak zaprę się wieczorem i zrobię chociaż Leslie i jakieś rozciąganie - mięśniom się przyda, hehe.
15.00 - 2 filety z tilapii i sałatka z rukoli, roszponki, pomidorków, ogórka i kiełków (zostało jeszcze sporo na jutro).
Muszę coś pokombinować na podróż, bo to akurat wychodzą dni z dominacją W - jogurt z musli, kanapka raczej odpada, bo może być tylko z pomidorem, ogórkiem, sałatą itp., a taka pewno się rozmoczy i będzie niesmaczna, chyba że wezmę po prostu chleb pełnoziarnisty i wszystko oddzielnie, no sama nie wiem. Wieczorem w piątek pewno będziemy z półtorej godziny czekać na dworcu w Warszawie na autobus, może gdzieś w jednej z tych knajpek na Zachodnim będą mieli jakąś sałatkę, ale coś wątpię, bo tam królują kebaby i takie tam... Jakby ktoś miał jakiś pomysł, chętnie skorzystam.
Dzięki wszystkim za słowa wsparcia. Pewno, że piwo mną rządzić nie może, ale pytanie czy moje samopoczucie mnie nie zawiedzie...
Swarowska
21 stycznia 2013, 17:19Ja wiem jedno w diecie nie można liczyć na to ,że w napotkanym barze czy sklepiku znajdziemy coś zdrowego i nie tuczącego.Jak liczyć to tylko na siebie i na to co się akurat zabrało ze sobą w podróż.