Hejka:)
Właśnie zrobiłam pomiar i wyszło, co wyszło. Mam nauczkę. Nic nie spadłam, a nawet wyszło, że przybyło 1 cm na brzuchu :(. Myślałam, że jak więcej ćwiczę i pracuję to nie muszę się tak trzymać bardzo diety, ale nie miałam racji. W takim razie dieta, dieta, dieta.
Trzeba się trzymać.
Koniec z podjadaniem w pracy. Nawet odrobinę.
Obiad tylko taki przygotowany przeze mnie.
Zero słodkości.
I koniec z zajadaniem się w domu. Jak jem zupę to tyle. Już nie ma drugiego. Jak drugie to bez tłuszczu i zbędnych kalorii.
Więcej zielonej (lub innej ziołowej) herbatki.
Mam 9 dni do powrotu do domu. Mam przez te dni schudnąć ze 2 kg chociaż, a z centymetra ma zejść również, a może przede wszystkim. W przyszłą niedzielę zrobię pomiar i mam być z siebie zadowolona. Nie będę marnować tego, że udaję mi się ćwiczyć i to codziennie, dosyć intensywnie. Może tu na tym wyjeździe nie mam zbyt wielkich możliwości jeśli chodzi o dietę, ale nie muszę tyle jeść. Miałam zabłysnąć w domu mniejszym tyłkiem, a tu co... Może nie schudnę 5 kg do końca, ale chociaż ze 2. Potem będzie z górki. Zawsze najciężej jest na początku. Tak samo miałam z pracą tutaj. Było ekstremalnie ciężko i fizycznie, i psychicznie (nowe miejsce, nieznajomi ludzie, brak znajomości języka, "zardzewiały" angielski, zapierdziel na kuchni i na wydawce, milion rzeczy do zapamiętania itd.), a teraz norma. Odświeżyłam angielski, załapałam trochę niemiecki nawet, wiem co mam robić i jak, poznałam fajnych ludzi, z którymi przyjemnie spędzam czas w pracy, przyzwyczaiłam się do tępa pracy. Wszystko do przodu. Ale ja wiem czemu tak się dzieje. Poczułam się pewniej w pracy i zaczęłam sobie folgować. Ale nie ma już.
Dzisiaj sobie może zrobię przerwę od ćwiczeń, bo już od kilku dni mnie mięśnie trochę bolą. Niech sobie odpoczną chwilę. Chcę schudnąć, ale nie chce też przesadzić z ćwiczeniami, bo ostatnio coś mi się zbiera na przeziębienie, ale z nim walczę:) Heh