Wczoraj ogólnie spędziłam pół dnia na youtubie szukając jakiś fajnych filmików z ćwiczeniami, bo, może marudzę, ale Chodakowska, jak to kiedyś ktoś w komentarzach pod Skalpelem napisał: "Wywołuje u mnie hormon płaczu" i następnego dnia nie mam siły przekręcić się na łóżku, bo zakwasy mam nawet na włosach, a Mel B drażni mnie sposobem mówienia. Wiem, wybredna jestem, ale jakoś nie umiem się przemóc - raz kiedyś mogę coś z tymi paniami podziałać, ale na dłuższą metę nie da rady.
Ogólnie należę do osób, które szybko się nudzą, dlatego podziwiam te, które przez długi okres czasu jak np. miesiąc czy więcej, potrafią dzień w dzień katować się przy tych samych filmikach - ja takiej rutynie mówię stanowcze - NIE ;) (no chyba, że chodzi o callanetics - to jedyne co mnie nie zniechęca:)) Jeśli ktoś należy do równie niespokojnych dusz to chętnie każdego dnia (na ile dostęp do internetu mi na to pozwoli) będę dzielić się znalezionymi nowinkami z YT, które pomogą nie znudzić się aktywnością fizyczną w zawrotnym tempie;) Ma to swoje minusy, bo ciężko powiedzieć, na ile te ćwiczenia będą skuteczne, aleeee...ktoś się w końcu musi przekonać;) Obżerać się nie obżeram (choć żadnej specjalnej diety nie trzymam), ćwiczyć postaram się w miarę sumiennie (chociaż wczoraj przekonałam się, że moja kondycja jest równa "Mniej niż zerooo...") i mierzyć się/ważyć obiecuję regularnie, żeby można było ewentualne sukcesy zauważyć (na które niezmiernie liczę).
Wczoraj zachwyciła mnie niemal godzinna zumba - niestety musiałam parę razy przerywać, bo zdychałam całkowicie.
I do tego pomyślałam nad popracowaniem z moimi "firankami" na ramionach - ale za ciężarki miałam tylko dwie dwustumililitrowe buteleczki oliwki, więc to ciężar prawie żaden, dlatego dziś szaleńczych zakwasów nie odczułam, ale mimo to ćwiczenia te wydają mi się być bardzo sensowne i podoba mi się energia prowadzącej:)