Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Huragan Julian (czyt. Żuljan 🤪)


  Jedynie, co zdążyłam przed deszczem, to wrócić z pracy okrężną drogą, dzięki czemu zaliczyłam 4,5km. Potem spanko do 14-stej i tak od tej pory szwędam się w piżamie po mieszkaniu. Ogarnęłam porozrzucane papiery i rachunki w komodzie, które czekały na ten dzień co najmniej pół roku 😉

   Wczoraj pierwszy raz wykonałam trening na mięśnie brzucha dla początkujących i dziś odczuwam bolesne skutki. Jestem jednak zadowolona, że coś ruszyło w kwestii ćwiczeń. Kto wie, może nawet zacznę biegać od połowy marca. Póki błoto w parku, to tracę zapał. Niech podeschnie, wyjdzie słoneczko i zazielenią się listki. To jedynie trzy warianty do spełnienia 🤪

 Godz.22:00 Leżę sobie i nasłuchuję za oknem wichurę. Żuljan szaleje 🌪️Nienawidzę być sama w domu, w takiej sytuacji. Wszystko mnie przeraża. Na strychu chyba otworzyło nam się okno, bo trzaska coś regularnie, ale nie nie nie, ja tam nie pójdę sprawdzić, co to za hałas 😱 To nie na moje nerwy...

  Zabrałam córcię do łóżka dla otuchy, ale to nic nie pomaga. Mała śpi, jak suseł i nic nie jest w stanie ją obudzić. Zazdroszczę 😩

Poczytam książkę, może uda mi się zasnąć, jak zmęczę oczy. Oby do 7:30 i wróci Paweł z dyżuru...

👣4,5km 🔥298kcal 🍲1200kcal ⏱️137km