Jak sobie zobaczyłam ile razy w ciągu 2 lat waga mi wzrosła i spadła, to się załamałam.... Co zrobić żeby była stała... nie mam pomysłu. Od stycznia znowu walczę od 92 kg, po mału w dół. Ale po mału. Mam silniejszą motywację niż ostatnio. I wizualizację nieziemską - patrzę na siebie w takiej bardzo ciekawej bluzeczce, no za jakieś 20 kg, to ładnie, ładnie w niej wyglądam ;)
Przewidywania się nie sprawdziły, zaczęłam pracę i nieregularność sprawiła, że toczę się... Jest takie powiedzenie - Dopóki walczysz, jesteś zwycięzcą! Więc każdy dzień walki ze swoim apetytem i ciągotami to zwycięstwo ;) Ależ ze mnie wojownik ;) Uświadomić sobie, że moja otyłość jest generalnie najważniejszym problemem w życiu, który rzutuje nawet na kolokwialnie - łóżko... Toż to szok... powodzenia wszystkim życzę i niestety, trzeba się dzieciakami zająć. Chociaż jak słyszę - śniadanie same sobie zrobiły... Uffff
Granutka
30 stycznia 2012, 10:17Witaj...Nie daj się tym ciągotom,przecież to nie one będą Tobą rządziły POWODZENIA!!!
cornice
29 stycznia 2012, 09:42wojownik światła :D ahah :D