Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Nie czekaj na lepsze czasy, jutro nigdy nie
nadejdzie


A jakże! Jutro staje się dziś, przestałam więc na nie czekać, gdyż mogłabym tak w nieskończoność.

Niestety nie wytrzymałam z jedzeniem, mam duży apetyt i trudno mi go tak z dnia na dzień zahamować, wydaje mi się, że jem mniej i zaczynam kontrolować, ale.. może tylko mi się wydaje. Kalorii jem zawsze więcej niż planowałam, choć dietując się niecały rok temu też miałam takie początki. Schudłam wtedy już do 54,5! To było rewelacyjne, ale później popełniłam gdzieś błąd. Zaczęłam więcej jeść, mniej się ruszać.. Boję się, że teraz może się to powtórzyć. 
Z moją kondycją bardzo kiepsko. Po pół godziny, subiektywnie intensywnych ćwiczeń ( było około 80 brzuszków razem, około 60 przysiadów, pajacyki, bieganie w koło, wymachy rękoma, nogami, troszkę rowerka, rozciągania, zapomniałam o kręceniu moimi mikroskopijnymi biodrami!).. Mam nadzieję, że spaliłam ta późną kolację, jeszcze się trochę pouczę i może się uda. 

Nawet mój brzuch ucierpiał przez lenistwo, a był taki:




Nie było tak źle, jeszcze trochę pracy i byłabym zadowolona, a teraz.. 
Nie wiem czemu mam takie długie ręce. 

Dołek mnie łapie, muszę zebrać siły i walczyć o to o co mogę walczyć.
  • Ishita17

    Ishita17

    31 stycznia 2014, 00:43

    ja na poczatu diety planowałam 1000 , ale zawsze coś podjadłam i w sumie sie cieszę, bo nikomu nie polecam tak niskolarocznej diety :D