Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
A miało być....


....tak pięknie, a wyszło jak zwykle. Byłam taka wygłodzona, że po prostu pękłam. Niestety na zupce się nie skończyło. I martini też było. A co jeszcze??? Hmmmm... pół bułki z miodem, 3 łyzki twarogu, deserek mleczny ( z tych puchatych) sztuk 1, pół banana z jogurtem naturalnym (małym), kawałek ciasta, kubeczek kakao. Iiiii.... do wyra.
No.
Jednym słowem....
K......
A dziś bardzo grzecznie tak do 14 stej. A potem był catering. Czytaj: sałatka z kurczakiem i winogronami z płatkami migdałowymi (plus dwie dokładki), do tego 3 plastry grilowanego bakłażana z kozim serem i papryką. Mam tylko cichą nadzieję, że wyrównałam to kolacją: pomidor zapity kawą.
Ćwiczenia: A6W. dzień drugi. Mięśnie bolą jak diabli.
A na jutro zaplanowane ważenie. W pracy mamy wagę elektroniczną.
Trochę mam pietra.
E tam trochę .
Mam pietra jak cholera.