Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania: Ziemniaczany kłopotek
14 kwietnia 2010
Jestem na rzeczonej ścieżce do idealnej wagi i stoję, rozglądam sie dookoła, czy aby jakiś skrótów nie ma. Rowerek raptem 15 km wczoraj przejechał, czyli kroczek do przodu. Ale potem w minutę cofnęłam się na poprzednie miejsce, kiedy wylizałam prawie całą polewę czekoladową jaka pozostała po zachciance Majki - lodach z torebki. Chociaż polewa to już był mój autorski pomysł. Po południu jeszcze bardziej ugrzęzłam, bo koniecznie musiałam uczynić pizze, której o dziwo nikt sie nie domagał, tylko znowu ja wylazłam przed szereg. Wszystko przez Tomka. Albo inaczej. Wszystko przez ziemniaki. Jeszcze przed świętami mój obrotny współmieszkaniec przytargał do domu ok setki jajek wraz z workiem 10-kilowym ziemniaków po islandzku kartöflur. I o ile z jajkami juz prawie sie uporalismy, w duzej mierze dzięki obdarowaniu nimi znajomych, o tyle ziemniaki pozostawiliśmy samym sobie wystawiając je na balkon. Marzły tam sobie i tajały na przemian zgodnie z aurą za oknem i jej kaprysami. Z niepokojem zerkałam na nie podczas wytrzepywania okruszkowych zasobów z kocyków Soni. Aż do momentu kiedy pojawiła się struzka ciemnej cieczy biegnąca z wora w kierunku balkonu sąsiadów z czwartego piętra. Wtedy chwyciłam wór i zawlokłam go do kuchni. Ziemniaki konały. Uratowałam te które jeszcze sie do tego nadawały obrawszy i ugotowawszy je w dwóch turach. Jeszcze gorące utłukłam na miazgę i umieściłam w dwóch miskach po czym wraz z nimi weszłam na wagę. Miałam 6 kilo niemal czystej skrobii ziemniaczanej i duży problem co z tym fantem zrobic... Miałam równiez nieźle zobrazowane 6 kilogramów utraconej wagi. To naprawdę dużo. Pomyślałam też, że gdyby mi tak naprawde mocno odbiło, mogłabym sie tymi ziemniakami obłożyć na gołe ciało i błyskawicznie porównać jak wyglądałam przed utratą 6 kilo i po schudnięciu. Na szczęście zachowałam równowage umysłową i ziemniaki wylądowały w lodówce. I tak jestesmy w trakcie ziemniaczanego tygodnia, spozywając codziennie nowe cuda z tłuczonego kartofla wynajdywane przeze mnie w internecie. Były juz placki i ciasteczka, ziemniaczana tarta i oczywiście porcja kopytek jak dla konia. A wczoraj przyszła kolej na pizze na ziemniaczanym cieście. No to teraz wiadomo skąd u mnie ten wewnętrzny imperatyw do uczynienia pizzy. Zostało jeszcze około kilograma ziemniaków.
dzięki, wiem, też to wyczaiłam, he he. Tylko trochę czasochłonne,jak każdego trzeba kliknąć w nową kartę, nie? A z ziemniaków zrób jeszcze takie ciasto jak na kluski śląskie, dodaj usmażoną cebulkę, uformuj jak placki u usmaż na oleju. Doskonałe z sosem pieczarkowym, Mniam, tylko kalorii w cholerę.
monimoni27
18 kwietnia 2010, 20:26śliczne masz królewny, ja mam samych królewiczów.
monimoni27
18 kwietnia 2010, 20:22dzięki, wiem, też to wyczaiłam, he he. Tylko trochę czasochłonne,jak każdego trzeba kliknąć w nową kartę, nie? A z ziemniaków zrób jeszcze takie ciasto jak na kluski śląskie, dodaj usmażoną cebulkę, uformuj jak placki u usmaż na oleju. Doskonałe z sosem pieczarkowym, Mniam, tylko kalorii w cholerę.
megimoher
18 kwietnia 2010, 10:48w Lodówce słychać? Ugrzęźliście w chmurze? Pięknie to wygląda na fot:-)
aganarczu
16 kwietnia 2010, 15:42jak narazie wiatr nam sprzyja :-)))) Wulkan popsul szuki w cyrku zwanym Polska. Zaraz podesle Tobie kawaly, ktore kraza w necie :-)
aganarczu
14 kwietnia 2010, 18:10heheheh to masz ziemniaczane inspiracje :-)