Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Mimo wszystko dobrze jest



Powiem krótko: sobotnie urodziny Tomka wypaliły, wróciła pewna zmora, wszyscy jednogłośnie orzekli, ze schudłam.
Teraz rozwijam: 
Urodziny wyszły huczne. Nawet o mnie co niektóre goście pamiętały i dostałam wodę toaletową oraz kartę na zakupy w centrum handlowym do spółki z narzeczonym, który wspaniałomyślnie zrzekł się swojej części prezentu. Przede mną więc zakupy na okoliczność kiepskiego humoru, który zawsze można w ten sposób poprawić. A wisi nade mną zmora powrotu do pracy, z którą muszę się jakoś oswoić. Nic to. Postanowiłam, ze kupię kuchenną wagę. Koniec z nabijaniem się, ze jestem w stanie przeliczyć 5 metrów kwadratowych płyty kartonowo-gipsowej na szklanki przy pomocy internetowych narzędzi. I sądzę ze na karcie jeszcze sporo zostanie , więc choć jeden ciuszek w coraz mniejszym rozmiarze albo... sama nie wiem. 
Uraczyłam gości ciastem, sałatką i śledziami nie licząc małych dupereli jak oliwki, czipsy czy orzeszki. Wszystko wymiecione, tylko ciasto zostało mi na dojadanie, które na szczęście równiez smakuje Majce i Tomkowi. Zaskoczyła mnie reakcja gości na spieprzone zdaniem mojej mamy śledzie, do których sypałam obficie kolendrę zamiast gorczycy, bo mi się kulki pomyliły. Mama twierdziła ze układane warstwowo w słoiku śledzie na przemian z cebulą powinnam wyjąć i całą kolendrę powyciągać, bo wszystko będzie nią walić. Zignorowałam radę, bo za dużo roboty. Okazało się że gościom kolendra nie robi, co wnoszę po tym, iż śledziki wyjedli w pierwszej kolejności. Nim dobiłam do półmiska z zamiarem testowania, zastałam samą cebulę bez śladu spieprzonej rybki. Umoczyłam palec w resztce oleju i przyznałam rację matuli: walił kolendrą. 
 Poza jedzeniem było jeszcze picie alkoholu oraz kawki. Były nawet tańce. Te ostatnie obudziły w moim Tomaszu dawną zmorę zazdrośnika. Mieliśmy nawet niemałą awanturkę na zapleczu ( konkretnie w sypialni) gdzie Tomasz starał mi się wmówić, ze zachowuję się prowokacyjnie wobec jednego z kolegów oraz że on mnie podrwywa i że zaraz pójdzie i mu normalnie wpier...li. Ojojoj!  Trzeba mi było szybko na niego nawrzeszczeć, zdzielić (lekko!) bez skołowany łeb i mocno przytulić. Się uspokoił i uniknęliśmy towarzyskiej kompromitacji. 
Na koniec temat właściwy. Bowiem nasi przemili goście raczyli pozytywnie ocenić wynki moich kilkumiesięcznych starań o w miare wyjściową figurę. Wszyscy stwierdzili, ze baaaardzo schudłam a niektórzy nawet wypytywali jak. To jasne: karmię piersią, jeżdzę na rowerku a także stosuję dietę. Chociaż po prawdzie karmienie to już tylko służy do usypiania małej, rowerek lekko się zakurzył a z dietą też bywa różnie, szczególnie podczas urządzania hucznych urodzin. Ale od poniedziałku działam prężnie na moim dietetycznym poletku, zważywszy na kolejną dostawę 90 jajek, będzie białkowo i chudnąco. Nawet przy moich nikłych staraniach ubywa pół kilo tygodniowo no i te mobilizujące słowa uznania potrafią działać cuda!


  • nonos

    nonos

    8 czerwca 2010, 14:27

    Jak kiedyś upublicznię jakieś swoje zdjęcia w negliżu, to będzie oznaczało, że można dzwonić po pogotowie;-) Albo, że aż taka jestem zdesperowana i zła na siebie. Bo ciągle silnie mnie kontroluje poczucie, że V. to jednak sfera publiczna i każdy tu może trafić. A czy ja chcę, żeby np. mój listonosz oglądał mnie w negliżu;-)?

  • Gusiaczek21

    Gusiaczek21

    7 czerwca 2010, 14:36

    dobrze, że się świetnie bawiłaś;P a zazdrośc czasami jest potrzebna;)