Ale boli. Ja już przy 70 kg z trudem siebie akceptuję i MYŚLĘ coś jakby non stop myślę o odchudzaniu. 70 to dla mnie granica przyzwoitości. A przy 72,6 normalnie się wstydzę! W dżinsach brzuch już wylewa się na wszystkie strony świata!
Teraz pora na obiecanki: więcej nie będę tyła i obiecuję poprawę i regularność w codziennym pedałowaniu. O kurka alez to jest niełatwe, przy moim trybie pracy dość wyczerpującej. A w domu tyle zawsze do ogarnięcia, ze mi się dom nawet z odpoczynkiem nie kojarzy, jedynie łóżko... Ale godzinka pedałowania to jest do zrobienia. Trzeba tylko ustawić sobie lapka z telewizją albo jakimś filmem i mam pożyteczny odpoczynek po pracy. Gorzej jak sie Pieczarki do mnie dossają. Wtedy stoi rowerek, ja siedzę na nim, przede mną wspomniany czas wolny z ekranem i z kazdej strony po jednej córce na krzesełkach barowych, zeby mama nie czuła się osamotniona. Otóz wcale nie czuję, a sio!
Średnio to wszystko wyszło. Obawiam się że po 40 naprawdę trzeba się przyłozyć zeby efekt rzeczywiście był odchudzający. A nie jakieś moje mniejsze spożycie z talerza. Jest taka u mnie w pracy Nina z biura, 42 letnia i od zawsze kluseczka. I ona się wzięła solidnie za siebie, czyli codziennie zumba albo inne wyciskanie, jabłuszko zamiast chlebka i specjalnie komponowane posiłki, słodyczowe zero i daje kobieta radę. Ja co prawda mam zumbę i marsze długodystansowe podczas pracy... O właśnie muszę wreszcie skalibrować mój krokomierz!
Idę zawalczyć o uczciwe 72 do przyszłej soboty.
calineczkazbajki
6 października 2012, 15:30mi pomaga jak jem co 3 godz ( połowe tego co bym zjadła) i dużo piję gorących herbat , zwłaszcza wieczorem
ania4795
6 października 2012, 14:30dziękuję za dobre słowa, jest mi źle, nie daje czasem rady, myślałam że już lata nieszczęść za mną ale widzę że zła passa trwa:)