Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Witam w sobotę


Malo się u nas dzeje... malusio. Tydzień temu miałyśmy tu 100% bal samic. Nowa polska kolezanka dołączyła do naszego pracowego grona i zorganizowałam wieczorek zapoznawczy. Raczyłyśmy się ciastem marchewkowym, jaglanym brownie, czerwonym winem.  Były tez czipsy a jakze!  Kolezanka, Agnieszka, szybciutko się zintegrowała. Dziewczyny już coś bączą o następnym wieczorku, tym razem połączonym z wyjściem w miasto... taaa... Musiałabym chyba zabrać moje 2 księżniczki ze sobą. Teoretycznie mam tu szwagra, który razem ze swoją kobietą zawsze się sprawdzali w roli baby-sitters. W praktyce wygląda to tak ze szwagier jest osobą która zawsze popada w jakieś tarapaty, w tym konflikty z prawem, ciągną się za nim długi itd. itp.Jego dziewczyna jest w zaawansowanej ciąży, do tego bliźniaczej. Dlatego bardzo rzadko podrzucamy im nasze dziewczyny, najczęściej z okazji imprez służbowych. Oj marzy się tu instytucja babci z dziadkiem oj tak! Ale ja tez nie taka imprezowa jak kiedyś. Ciepełko domowe dobrze mi służy.

Odchudzanie. Bywa, ze o nim pomyślę. Pora roku sprzyja raczej postanowieniom o utrzymaniu stabilnej wagi. Co wtedy z moim wyzwaniem, ze do Dk przeprowadzam się wyłącznie po osiągnięciu paskowego celu? Cóż... Dania nie zając.

Stoję więc 2 nogami na 70 kg. Służy mi lekka gimnastyka rozciągająca z rana, połączona z ćwiczeniami oddechowymi. Nabieram rozmachu do pracy. Ćwiczenia na domowych rowerkach: 2-4 razy w tygodniu po 30-40 minut. Kiepsko, wiem. Bywa ze i tydzień nie ćwiczę, potem zaczynam od relaksującego rowerka po to tylko by się rozruszać, poczuć podwyższone tętno, przepompować limfę. Bardzo spokojnie, niemal bezwysilkowo. Dla odchudzania to jest tyle co nico ale ja odfajkowuję zaliczony wf. Bywa, że wyciągam księżniczki na spacery przy ładnej pogodzie. W zeszłą niedzielę chyba przegięłam z kilometrażem bo Sonia wymiękała i musiałam ją taszczyć w pozycji "na barana". Dziś też zaliczyłyśmy półgodzinny wieczorny spacer.

Sprawa duńska. Powoli horyzonty się poszerzają, sprawy nabierają klarownego wymiaru. Tomek pozałatwiał szereg formalności, zapłacił za roczny meldunek u kogoś, gdzie wcale nie mieszka ale potrzebny jest przecież tylko papier, założył konto w banku! jupiii! wpłynęła wreszcie prawie 2 miesięczna zaległa pensja. Dobrze, bo ma już 2 opcje do pracy w wykończeniówce i rozważa która wybrać. Ostatnimi czasy co telefon od niego, to jakieś niepokojące wieści, że wszystko idzie pod górkę, kaski brakuje, zapożyczony po brodę...Nawet zastanawiałam się czy ta Dania to dla nas w ogóle dobra opcja... Rozmawialiśmy wtedy na skypie i Tomek powiedział, ze połączymy się za chwile bo on idzie przyszykować swój rosół, czyli gotowany makaron z kostką rosołową albo lepiej: makaron + vegeta, bo następnego dnia nawet kostki się skończyły. Powiedział, że dopiero teraz rozumie co znaczy zaciskać pasa. Czasami się zastanawiam, czy ten mój facet taki rozrzutny, czy jego nałóg(palenie) i jego przyjemności (piwkowanie) tyle kosztuje czy o co tu chodzi. Z dwóch pensji nie udawało nam się nic odłożyć, bo kredytówka wiecznie czymś obciążona. A teraz jak tu dzielę i rządzę zupełnie sama to po opłaceniu mieszkania i wszystkich rachunków zostaje mi jeszcze ładna sumka, z której utrzymuję dzieci, siebie i samochód a do tego spłacam kredyt za wakacje i jeszcze popłaciłam zaległe rachunki z konta Tomasza. Nosz k... da się? da! Fakt ze bardzo mi tu pomaga zasiłek jaki dostaję co 3 miesiące na dzieci. Bez niego byłoby wesoło ale trochę mniej.

Cóż... miły sobotni wieczorek w toku. Moje dwie pyskate wreszcie w łóżkach. Miło, cisza, może lampka czerwonego na dobre trawienie i kolorowy sen... Kurcze, nie wiem co z tym odchudzaniem. Zima nadchodzi, jeść się chce, święta za rogiem.

Spis tego co dziś weszło:

2 szkl wody z cytryną zamiast sniadania, bo chciałam poczuć się po prostu głodna. Wstałam o 9.30 a dopiero o 13 mnie zassało. Hmmm dziwne bo miałam przekonanie, ze głód odczuwam i to dziki zaraz po przebudzeniu się

2 kromki chlebka jaglano-ryżowego z zółtym serem

ryż biały, leczo z paprykowo-cebulowo-kalafiorowe, smażone tofu

kawa z mlekiem i jaglane brownie i kleinur (gruby tłusty faworek). Mi wystarczyłoby brownie ale Sonia mnie poczęstowała swoim kleinurem z taką słodką minką, że miałabym wyrzuty gdybym odmówiła :)

sporo winogron

na kolację 1 piwo z garścią mniejszą niestety znowu czipsów tych niezdrowych i drugą garścią większą "czipsów" z ciecierzycy, powiedzmy ze dietetycznych

teraz klepię i zastanawiam się nad kieliszkiem wina eee... w końcu sobota! Na zdrowie!

  • DominikaSW

    DominikaSW

    2 listopada 2014, 15:11

    jak to możliwe, że wstałaś o 9,30?????? tzn, że dzieci w końcu kiedyś...śpią dłużej niż do 5 rano? czy po prostu zajmują sie sobą a Ty śpisz? bo ja trace nadzieje, że sie kidyś wyspię:D kibicuje cały czas za tą Danie;)!!! jakoś tak bliżej cywilizacji będziecie;) i klimat chyba dużo lepszy co?:D

    • tomberg

      tomberg

      2 listopada 2014, 15:41

      Moje dziewczyny raczej nigdy nie wstawały o 5 rano ale słyszałam o takich gagatkach:) z nimi raczej jest odwieczny problem z zaganianiem do spania. Ale fakt faktem, ze czasami stosuję patent z tabletem, czyli bierzcie i oglądajcie swoje bajki a mama jeszcze chwilkę pośpi. Dopiero jak sa glodne to muszę wstać:) Z Dk też sobie kibicuję, bo wcale nie chce mi się tu siedzieć kolejny rok a nawet miesiąc. Pomyśleć ze można spokojnie raz na dwa miesiące być w Pl. Niektórzy Polacy siedzą tu całymi rodzinami, takim to lżej. Ja ciągle te same twarze widzę eeeeh. Pozdrawiam i ciesz się Gdynią i słońcem!