Dziś tylko wpadam i wypadam. Tomasz i jego wirusy oblegają komputer, ograniczamy tym samym kontakty do minimum. Bardzo byśmy z małą dziewczynką nie chciały się rozłożyć. Zarobiona jestem po uszy, a to kanapeczki a to herbatki plus obie glizdy pod opieką i tak do poniedziałku włącznie. A później zamierzam przykuć się do kompa i okopać. Nie oddam. Tomasz ma się już znacznie lepiej, kryzys minął, humor powrócił. Wspomniał coś nawet, że chyba trzeba by zorganizować jakąś imprezę wyzdrowieniową. Słyszał ktoś o takiej?
Od wczoraj mam w końcu wózek dla małej pożyczony od mojej szefowej, którą serdecznie z tego miejsca pozdrawiam oraz zdrówka życzę. Fakt, długo kazała na niego czekać, ale po moim drugim telefonie delikatnie sugerującym, że hmmm hmmm przydałby się, Vala wreszcie się zmobilizowała i oto jest. Mogę więc spacerować do woli i na ile pogoda pozwoli. Dziś trochę siąpi ale mnie to nie zniechęca, ponad miesiąc siedzenia w domu robi swoje. Spadam więc bo to i tamto.
nonos
23 października 2009, 21:11Zatrucia tlenowego przypadkiem nie dostałaś na tym spacerze?
aganarczu
23 października 2009, 16:25jak facet jest chory to w domu szpital :-) Najwazniejsze, ze juz powoli wraca wszystko do normy. A na imprezke kazdy powod jest dobry :-)
joanna1966
23 października 2009, 16:12tia...tak przypuszczałam, że po tych odziezowych przygotowaniach do chorowania pacjent zacznie domagać się opieki, czułości, współczucia, kanapek, herbatki, aspirynki, potrzymania za rączkę, za nózkę, podrapania, i nudzi mi się...tia - jednym słowem standard..