Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
3/68 - utajane załamanie


Czasem mam wrażenie, że śmieję się tylko na pokaz, zmuszam się żeby nie narzekać na wszystko i do wszystkich wokół mnie. Vitalia miała nie być pamiętnikiem, ale chyba tylko tu bezkarnie mogę rozprawić się sama ze sobą kiedy nikt nie słyszy, nikt kto mnie zna nie widzi, nikt nie ocenia... Wszystko jest jakieś takie...oszukana. Nawet ja sama. Ostatnio zaliczam same upadki, bez wzlotów, a przecież zawsze musi być lepiej, jeśli bywa gorzej. Tak strasznie czekam na ten wzlot...
To co napiszę będzie żałosne, ale ostatnio codziennie zastanawiam się "dlaczego ja?". Dlaczego ja muszę na wszystko pracować, a inni dostają to samo za darmo, dlaczego ja mam po prostu pecha, dlaczego inni mają normalną pracę, a ja muszę toczyć skomplikowaną walkę o każdy grosz... Mam dość. 

Dzisiaj, tak jak pisałam wczoraj, nie było siłowni. Była praca, czyli 8h ruchu. Szkoda, że nie mam krokomierza, chętnie dowiedziałabym się ile tam kroczków zapierdzielam przez te kilka godzin. W każdym razie nie czuję, że to nie był aktywny dzień. Jutro postaram się iść na 2h na siłownię.

Zjadłam:

Śniadanie: musli
Obiad: 1,5 kanapki z bułki razowej z sałatą, kurczakiem, serem i pomidorem
Podwieczorek: malutki kawałek pizzy, cieniutkiej jak papier, więc bez przesadyzmu...
Kolacja: tost z pełnoziarnistego chleba razowego z serem żółtym

Piję wodę z cytryną, wypiję jeszcze herbatkę mnicha i pokrzywę.